Był czas kiedy Manawydan rozglądał się po sobie i swoich towarzyszach, a następnie wydał z siebie głębokie westchnienie, albowiem poczuł wielkie zmartwienie i pragnienie.
"Niestety, jestem nieszczęśliwy - powiedział do Pryderiego - każdy oprócz mnie ma swoje miejsce."
"Panie, nie bądź smutny. - powiedział Pryderi. - Nigdy nie pożądałeś ziemi ani urzędów. Nie bez powodu zwą cię jednym z Trzech Niechwytających Wodzów. Lecz usłysz co mam ci do powiedzenia. Siedem części Dyfedu pozostawiono mnie, a jest tam jeszcze Rhiannon moja matka. Ją i ziemie przekażę tobie. Gdybyś nie miał żadnych ziem oprócz tych siedmiu też byłbyś zadowolony. Co się zaś tyczy Rhiannon, kto jest milszym od niej. W jej młodości nie było piękniejszej, a nawet teraz jej wygląd cię ucieszy."
Razem udali się do Arberth w Dyfedzie, a Rhiannon i żona Pryderiego Cigfa przygotowały ucztę z okazji ich przybycia. Wtedy Manawydan i Rhiannon usiedli razem i poczęli rozmawiać. Gdy tak rozmawiali jego serce stawało się wobec niej coraz bardziej czułe.
"Pryderi - zawołał - zgadzam się na twoją propozycję."
"Cóż to za propozycja?" - zapytała Rhiannon.
"Pani - odpowiedział Pryderi - obiecałem cię jako żonę Manawydanowi, synowi Llyra."
"Będę temu posłuszna." - powiedziała Rhiannon.
"I ja również - z radością." - rzekł Manawydan.
Zanim skończyła się uczta przespał się z nią i rozpoczęto uroczystości. Po pewnym czasie, gdy siedzieli wśród gości, usłyszeli grzmot, po czym zapadła taka mgłą, że nikt nie widział drugiego. Następnie wszędzie zapanowała światłość. Kiedy spojrzeli, tam gdzie przedtem były stada i domy - teraz nie widzieli niczego. Ani domu, ani zwierza tam nie było. Dwór był pusty, opuszczony, niezamieszkany. Wszyscy zniknęli oprócz czwórki: Manawydan, Pryderi oraz ich żony.
"Niestety, gdzie jest nasz dwór?" - powiedział Manawydan zastanawiając się. Więc przeszukali korytarz i altanę i sypialnię i nie znaleźli żywej duszy. Patrzyli w piwnicy i w pomywalni i w kuchni, a wszystko było puste.
Nie było innego wyjścia jak tylko jeść i polować i zaznawać przyjemności. Podróżowali, każdy z nich, tu i tam po krainie, ale nie zobaczyli ani człowieka ani domu, tylko dzikie zwierzęta. Żyli z mięsa z polowań, z ryb i z darów natury. Minął rok, drugi, a w końcu poczuli się zmęczeni.
"Na naszą wiarę - powiedział Manawydan - nie możemy tak żyć." Lecz wzniecali ogień i polowali i tak przeżyli kolejny rok.
Pewnego ranka Pryderi i Manawydan przygotowywali swoje psy do polowania. Wkrótce psy wypłoszyły z gąszczu dzika i ujadały na niego. Zagoniły go do dużego fortu, nowo zbudowanego na miejscu, gdzie nic wcześniej nie stało. Ze szczytu wzgórza patrzyli i nasłuchiwali, ale ani nie zobaczyli ani nie usłyszeli swoich psów.
"Nigdy nie widzieliśmy tu tego fortu. - powiedział Pryderi. - Strzeżmy się i nie wchodźmy do środka. Na pewno ten, który nałożył to zaklęcie na ziemię, również stworzył ten fort. Ale - nie stracę swoich psów." I wbiegł do fortu.
Na środku posadzki zobaczył marmurową fontannę ze złotą misą, na brzegach przymocowaną do czterech łańcuchów, które ciągnęły się do góry poza zasięg wzroku. Zastanawiając się nad pięknem złota i wspanialym wykonaniem misy, Pryderi chwycił się jej. Lecz jego ręce przywarły do misy, a jego stopy do marmurowej posadzki. Siłę mówienia przegnano z jego ust i tak stał nieruchomo.
Manawydan czekał na zewnątrz do końca dnia. Bał się wejść, więc odszedł i opowiedział Rhiannon co się wydarzyło.
"Jesteś niedobrym przyjacielem - powiedziała - ale dobrego straciłeś."
Następnie szybko udała się do fortu i znalazłszy otwarte wrota natychmiast weszła. Gdy zobaczyła Pryderiego z rękoma przyczepionymi do misy złapała go, by mu pomóc i wtedy sama utknęła i nie była w stanie nic powiedzieć. W ten sposób dotrwali do nocy, kiedy znów zagrzmiało i pojawiła się mgła, a fort zniknął i oni wraz z nim.
Gdy Cigfa zobaczyła, że jej mąż zniknął i nikt jej nie pozostał oprócz Manawydana, krzyczała, iż równie dobrze mogłaby nie żyć. Ale Manawydan zganił ją.
"Nie bój się mnie - powiedział. - Daję ci swoje słowo, że nie znajdziesz wierniejszego przyjaciela. Gdybym był w swojej młodości, też byłbym wierny Pryderiemu i dla twojego dobra będę mu wierny."
Wtedy była zadowolona i podziękowała mu.
"Ale nie możemy tu zostać - kontynuował. - Straciliśmy nasze psy i nie możemy polować. Spróbujmy innego miejsca."
Gdy podróżowali tak w stronę Arberth, Manawydan odkrył, iż w fałdach swojego ubrania ma kłosy pszenicy. Założyli domostwo w Arberth w miejscu, które mu się najbardziej podobało, gdy Rhiannon i Pryderi byli z nim. Łowił ryby i łapał dzikie zwierzęta, a później pracował na roli i zasiał trzy pola pszenicy. Pszenica wyrosła - najlepsza na świecie. Żaden śmiertelnik nie widział lepszej pszenicy.
Po pewnym czasie zboże dojrzało i pomyślał - 'Zbiorę je jutro rano!' Samym świtem przybył ze swoim sierpem, ale zastał wszystkie łodygi nagie z kłosami pszenicy odłamanymi i zabranymi. A kolejnego ranka tak samo było z drugim polem.
"Kto czyni tak, by mnie zniszczyć - powiedział Manawydan - i zniszczyć też kraj?" Tej nocy postanowił pilnować trzeciego pola.
Przed północą usłyszał największe na świecie zamieszanie. Popatrzył i zobaczył mnóstwo myszy, tak wiele, że nie dało się ich policzyć. Myszy wbiegały na wszystkie łodygi, odgryzały kłosy i pozostawiały je nagimi. Nie było łodygi, na której nie siedziałaby mysz.
W gniewie wbiegł pośród myszy. Lecz było to jak atakowanie roju komarów. Myszy rozdzielały się i opływały go jak woda. Jedna, przynajmniej, zauważył - była ciężka i powolna. Złapał ją i wsadził do rękawicy i zawiązał ją sznurkiem. Gdy wrócił do domu przywitał się z Cigfą, pogrzebał w ogniu i powiesił rękawicę za sznurek na kołku.
"Co tam jest mój panie?" - zapytała.
"Złodziej - odpowiedział - którego złapałem na gorącym uczynku.
"Lecz jaki rodzaj złodzieja - zapytała - mógłbyś włożyć do swojej rękawicy?"
Wtedy opowiedział jej historię jak jego plony zostały zniszczone przez myszy. "Tylko jedną udało mi się złapać i jutro powieszę tę mysz!"
"Mój panie, masz prawo być zagniewany - powiedziała. - Lecz rozważ czy to przystoi mężczyźnie o takiej pozycji i godności wieszać takie małe zwierzę? Nie zajmuj się taką drobnostką. Puść ją!"
"Gdybym mógł je złapać - powiedział Manawydan - powiesiłbym je wszystkie, w przeciwnym razie byłbym zhańbiony. Ale tą powieszę!"
"Czyń jak uważasz - powiedziała. - Mówię tak tylko, by uchronić cię od hańby."
Rankiem wziął mysz do Gorsedd Arberth. W najwyższym miejscu wsadził w ziemię dwa patyki. Gdy tak czynił, zobaczył świątobliwego klechę zbliżającego się, ubranego w stare, przetarte ubranie. Minęło już siedem lat odkąd Manawydan oglądał człowieka innego niż jego trzej towarzysze - a dwójka już go opuściła.
"Jaką tam pracę wykonujesz?" - zapytał mężczyzna.
"Wieszam złodzieja."
"Jakiego złodzieja? Widzę zwierzę w twojej dłoni podobne do myszy. Puść je. To niewłaściwe, by ktoś twojej pozycji dotykał czegoś takiego."
"Nie puszczę jej - powiedział Manawydan. - Przyłapałem ją na kradzieży i zabiję ją zgodnie z prawem złodziejstwa."
"Mój panie, człowiek o twojej pozycji nie powinien być widziany przy takiej pracy. Dam ci funta, którego dostałem w jamłużnę, jeśli puścisz to zwierzę!" Lecz Manawydan odmówił i klecha odjechał.
Manawydan począł montować poprzeczny patyk, gdyt zobaczył zbliżającego się księdza na koniu.
"Błogosławieństwo tobie - zawołał ksiądz. - Jaką tam pracę wykonujesz?"
"Wieszam złodzieja - odpowiedział."
"Cóż to za złodziej, mój panie?"
"Istota w kształcie myszy. Kradła ode mnie i zgotuję jej los złodzieja."
"Mój panie, jeszcze ktoś zobaczy jak zajmujesz się tą drobną rzeczą - odkupię ją za trzy funty. Puść ją."
"Pomiędzy mną a Bogiem - powiedział Manawydan. - Nie chcę za nią żadnej ceny oprócz tej, którą jest mi winna. A jest to ją powiesić." Więc ksiądz odjechał.
Manawydan założył pętlę sznurka na szyję myszy. Gdy ją zaciskał zobaczył zbliżającego się biskupa ze świtą i bagażami.
"Mój panie - krzyknął biskup - czyż nie jest to mysz co widzę w twojej dłoni, którą to zaraz powiesisz?"
"Jest to mysz i zarazem złodziej."
"Ależ, człowieku, puść to śmieszne zwierzę. Odkupię je za siedem funtów - jeszcze ktoś zobaczy człowieka o takiej pozycji niszczącego bezwartościowe zwierzę."
"Na Boga - nie puszczę jej."
"Tak, puścisz ją, a ja ci dam cztery i dwadzieścia funtów gotowych pieniędzy."
"Nie puszczę jej nawet za dwa razy tyle."
"Więc dam ci wszystkie konie, które widzisz tu na tej równinie i też moje siedem koni i siedem pakunków z nimi."
"Na niebiosa - mówię nadal nie."
"Więc - powiedział biskup - wymień swoją cenę za tę nic nie wartą mysz."
"By Rhiannon i Pryderi byli uwolnieni."
"Będziesz to miał."
"Nadal mysz ginie."
"Więc co jeszcze?"
"Niech zaklęcia będą zdjęte z siedmiu ziem Dyfeddu. Również chciałbym wiedzieć kim jest ta mysz."
"Jest moją żoną - powiedział biskup - a gdyby tak nie było nie trudziłbym się jej uwolnieniem. Jestem Llwyd, syn Cil Coed. To ja nałożyłem zaklęcia na siedem ziem Dyfeddu, aby pomścić żart, który Pryderi odegrał na Gwawlu, synu Cluda. Usłyszawszy, że osiadłeś na tych ziemiach, moi żołnierze poprosili mnie bym zmienił ich w myszy, by mogli zniszczyć twój plon. To się wydarzyło pierwszej i drugiej nocy. Trzeciej nocy moja pani i jej dwórki również chciały zostać przemienione i to też uczyniłem. Ale była ciężka z powodu dziecka i przez to powolna, inaczej byś jej nie złapał. Teraz dam ci Pryderiego i Rhiannon oraz zdejmę zaklęcia jeśli ją puścisz."
Lecz Manawydan odpowiedział - "Nie puszczę jej!"
"Więc, co jeszcze?" - zapytał Llwyd.
"Nigdy więcej nie nakładaj żadnego zaklęcia na siedem ziem Dyfeddu."
"To łatwe."
"Lecz nadal twoja żona nie będzie wolna."
"Co teraz?"
"Przyrzeknij, że żadna zemsta nie spadnie ani na Pryderiego ani na Rhiannon, ani na mnie."
"Na wiarę, to był chytry cios, ale będziesz to miał. Bez tego warunku nie byłoby końca nieszczęściom spadającym na ciebie. Teraz uwolnij ją."
"Jeszcze jedna rzecz. Nie puszczę jej dopóki nie zobaczę Pryderiego i Rhiannon bezpiecznych i zdrowych."
"Patrz - powiedział Llwyd - oto nadchodzą."
Wtedy Manawydan wstał, by przywitać się z przyjaciółmi. Przywitał ich z radością i usiedli, by porozmawiać.
"Ah, mój dobry panie - krzyknął Llwyd - nie oszukuj mnie. Dostałeś o co prosiłeś. Teraz uwolnij moją żonę."
Manawydan zdjął pętlę z szyi myszy, a Llwyd dotknął ją swoją różdżką i przemienił ją w najpiękniejszą kobietę jaką którykolwiek z nich widział."
"Spójrz teraz na szeroką ziemię - powiedział Llwyd. - Patrz na domy i dwory i na ludzi, są tak piękni jak zwykle."
Więc wszyscy wstali i rozejrzeli się. A zobaczyli całą ziemię zaludnioną i znów pełną z jej stadami i ludźmi i domostwami.
Wtedy Manawydan powiedział do Llwyda - "Jakie męki i prace nałożyłeś na Pryderiego i Rhiannon?"
"Pryderi - odpowiedział - miał ciężary wrót do mego dworu zawieszone na szyi, a Rhiannon miała na szi obręcze osłów, które wpierw przyniosły siano. Taka była ich męka i zniewolenie. Ale ta historia jest już zakończona."