Dawno temu, kiedy Pwyll był w Arberth z wielkim orszakiem swoich ludzi, zapragnął odpocząć po uczcie i wyruszył w stronę niskiego wzgórza.
"Panie - powiedział jeden z dworu - jest właściwością tego wzgórza, że kto na nim usiądzie, ten nie odejdzie bez ran lub ciosów lub nie zobaczy cudów."
"Ran i ciosów się nie boję - powiedział Pwyll - a jeśli chodzi o cuda to byłbym szczęśliwy móc je zobaczyć."
Usiedli więc na kopcu, a wkrótce przybyła kobieta w błyszczących jedwabiach, na wielkim, wspaniałym, białym koniu. Koń biegł wolnym kłusem, ale kiedy Pwyll wysłał jeźdźca za kobietą, ten, bez względu na to jak przyspieszał konia, nie mógł jej doścignąć.
To samo miało miejsce dnia następnego i kolejnego. Jak szybko ścigający by nie jechał, nie mógł dogonić kobiety. Czym bardziej poganiał konia, tym bardziej ona się oddalała. W końcu, Pwyll osobiście puścił się w pogoń i pędził tak szybko jak tylko mógł jego koń. Gdy zobaczył, że na nic się to nie zdało zawołał: "Panno, w imię miłości, zatrzymaj się."
"Z radością - odpowiedziała, - a było by lepiej dla twojego konia, gdybyś już dawno był o to poprosił."
Kobieta poczekała na niego, po czym zdjęła z twarzy zasłonę i zaczęli rozmawiać. Spojrzał na nią i pomyślał, że twarz każdej kobiety, na którą kiedykolwiek spoglądał była brzydka, w porównaniu do tej.
"Pani - powiedział - wyjaw mi swój cel."
"Moim celem - odpowiedziała - było zobaczyć ciebie. Jam jest Rhiannon, córka Hefeydda Starego. Jestem obiecana mężowi wbrew mojej woli. Z miłości do ciebie, nie będę miała innego męża, chyba że mnie odrzucisz. Przybyłam, aby usłyszeć twoją odpowiedź."
"Pomiędzy mną a Bogiem - powiedział Pwyll - gdybym miał wybór spomiędzy wszystkich kobiet świata - ciebie bym wybrał."
Tak więc byli mili dla siebie i złożyli obietnicę, aby spotkać się za rok, gdy wielka uczta miała być przygotowana na dworze jej ojca z okazji jego przybycia.
"Panie - powiedziała wtedy Rhiannon - jeśli mam nie odejść do innego, dotrzymaj obietnicy."
Rok później spotkali się znowu i usiedli do uczty na dworze Hefeydda. Podczas jedzenia spostrzegli, że przybył wysoki młodzieniec o kasztanowych włosach.
"Witaj przyjacielu - powiedział Pwyll - i zajmij miejsce wśród nas."
"Nie uczynię tego - odpowiedział - gdyż przyszedłem prosić o dar!"
"O cokolwiek poprosisz - powiedział Pwyll - jeśli tylko mogę to zdobyć, będzie twoje."
"Niestety! - krzyknęła Rhiannon - Czemu dajesz taką odpowiedź?"
"Pani, dał ją w obecności szlachty - powiedział przybysz - teraz mój panie oto czego żądam. Pani, którą najbardziej kocham, ma się dziś z tobą przespać. Przyszedłem, aby prosić o nią i o ucztę, którą tu widzę."
Po tym Pwyll milczał, aż do czasu, gdy Rhiannon poczęła czynić mu wyrzuty: "Milcz tak długo jak chcesz - powiedziała - bo nigdy żaden człowiek nie zrobił słabszego użytku ze swojego rozumu. To temu człowiekowi byłam przyrzeczona wbrew mojej woli. To jest Gwawl, syn Cluda, bogaty i potężny człowiek. Teraz dałeś mu swoje słowo. Obdaruj go tym czego żąda, albo okryjesz się hańbą."
"Pani, jakie to rozwiązanie? - powiedział Pwyll - Jak mogę uczynić to co mówisz?"
Wtedy Rhiannon poszła z Pwyllem w kąt sali i powiedziała: "Daj mu czego żąda, a ja postaram się, żeby mnie nigdy nie dostał. Każę mu złożyć obietnicę, że nie prześpi się ze mną przez rok od tego wieczora. Wtedy to wydam ucztę dla niego i jego ludzi. Ty bądź w sadzie w przebraniu żebraka i miej przy sobie worek, który ci dam oraz stu jeźdźców. Kiedy będzie wesoły podczas uczty, wejdź z workiem w ręku i poproś jedynie o ten worek pełen jedzenia. Ja spowoduję, że nawet plon siedmiu hrabstw nie wypełni tego worka. A on powie - 'Czy ten worek będzie kiedykolwiek pełny?' 'Nie będzie' odpowiesz, 'zanim wielki, potężny mąż nie przyciśnie zawartości obiema stopami.' Stanie on w worku, a ty szybko naciągniesz worek na jego głowę i zawiążesz go. Gdy będzie związany, zadmij w róg, który mieć będziesz na szyi, na sygnał by twoi ludzie napadli na dwór."
Podczas gdy oni rozmawiali na osobności Gwawl niecierpliwił się: "Daj mi swoją odpowiedź - zażądał w złości."
Pwyll spełnił jego żądanie i obiecał wydać ucztę, gdy minie rok.
"O wyznaczonym czasie Gwawl ochoczo przybył na dwór Hefeydda, gdzie powitano go. W sadzie ukrył się Pwyll z setką mężów, a ubrany był w łachmany. Gdy usłyszał z wewnątrz śmiech, Pwyll wszedł i pokornie poprosił o dar.
"Proś z umiarem - powiedział Gwawl - a dostaniesz na pewno."
"To jedynie z głodu. Dar o jaki proszę to ten mały worek pełen jedzenia."
Wtedy słudzy powstali i zaczęli napełniać worek. Lecz pomimo wszystkiego co tam wrzucano nie był on pełniejszy niż wcześniej.
"Przyjacielu, czy twój worek będzie kiedykolwiek pełny?" - zapytał Gwawl.
"Nie będzie - odpowiedział Pwyll - zanim wielki, potężny mąż nie przyciśnie zawartości obiema stopami."
"Dzielny panie - krzyknęła Rhiannon - wstań i uczyń to."
Gwawl wstał i stanął pośrodku worka. Wtedy Pwyll pociągnął worek i zawiązał go. Zadął w róg i stu wojowników wpadło do sali, po czym związało ludzi Gwawla. Gdy Pwyll zrzucił łachmany rozkazał swoim ludziom uderzać w worek.
"Co my tu mamy?" - krzyczał każdy. "Borsuka, borsuka" - odpowiadali inni. Tak też bawili się workiem, kopiąc go i dźgając kijami. "Co to za gra?" - zapytał jeden. "Ależ to Borsuk w Worku" - odpowiedziała reszta.
Lecz Gwawl krzyknął: "Mój panie, jeśli mnie słyszysz. To nie jest śmierć dla mnie - być zabitym w worku!"
"Prawdę mówi. - dodał Hefeydd Stary - To straszny koniec być zabitym w worku."
"Ukarany został wystarczająco. - zgodziła się Rhiannon - Mój panie Pwyllu, niech przyrzeknie, że nigdy nie będzie się mnie domagał ani nie będzie się za to mścić."
"Z radością, z radością przyrzekam" - dobiegł głos z worka.
Wtedy Pwyll uwolnił Gwawla z worka i omówiono wszystko tak jak radziła Riannon.
"Teraz jestem zadowolony" - rzekł Pwyll.
"Ach, lecz jestem poraniony - powiedział Gwawl - i potrzebuję kąpieli. Puśćcie mnie."
Gwawl odszedł, a salę przygotowano dla Pwylla, tak jak rok temu. Jedli i cieszyli się, a gdy nadszedł czas na sen, Pwyll zaprowadził Rhiannon do komnaty. Noc była zbyt krótka dla ich przyjemności.
W końcu, gdy nadszedł nowy dzień Rhiannon powiedziała czule: "Wstań, panie, i nagródź poetów i minstreli. Nie odmawiaj dziś nikomu darów.
Każdy minstrel był zadowolony zgodnie z własną wolą i nikomu nie odmówiono przez całą ucztę. Gdy ta dobiegła końca Pwyll powiedział do Hefeydda Starego: "Za twoim przyzwoleniem wyruszę jutro do Dyfedu."
Niech Bóg doda ci szybkości. - powiedział Hefeydd - Wyznacz godzinę kiedy Rhiannon ma za tobą podążyć."
"Pomiędzy mną a Bogiem - powiedział Pwyll - pojedziemy razem."
Wyruszyli więc rankiem na dwór Arberth, gdzie czekało ich wiele przyjemności i ucztowania. Najwięksi panowie i damy krainy przybyli do nich i żadne nie pozostawiło Rhiannon bez dowodu dobrej woli - daru z broszy, pierścienia, albo drogiego kamienia. Pwyll i Rhiannon rządzili krainą mądrze tego roku i przez wiele kolejnych.