Comeback to
Table of contents / Powrót do Spis treści
Rady dziadka Robiego
Pisząc
te słowa jestem już u kresu odcinka życiowej drogi, na początku której Ty właśnie
stoisz przekroczywszy bramy Akademii Medycznej. Decydując się na studia
medyczne dokonałeś nieodwracalnego wyboru, choć być może jeszcze o tym nie
wiesz. On odbije na Tobie swoje nieusuwalne piętno, wypali się na wieczność
tak, jak gorącym żelazem wypala się znak na skórze zwierzęcia. Dokądkolwiek się
udasz, obojętnie, czy zdecydujesz się ukończyć te studia, czy też nie,
gdziekolwiek i w jakimkolwiek charakterze później podejmiesz pracę oraz bez
względu na to, jaki napis zostanie umieszczony na nagrobku po Twojej śmierci, i
tak w głębi duszy pozostaniesz jednym z nas- członków klanu medyków. Pod koniec
tych studiów nic nie pozostanie dla Ciebie takim, jakim jest teraz, i to
bynajmniej nie z powodu oczywistego upływu czasu, który bezpowrotnie zabiera z
sobą swojskie omywające Cię fale rzeki świata, w której nurcie brodzisz...
Choćbyś był w opinii wykładowców, asystentów czy nawet kolegów najgorszym ze
studentów, to i tak zorientowany na medycynę światopogląd przesączy się jak
trucizna przez najgrubsze nawet pokłady lenistwa lub złej woli. Nic nie jest trucizną
i wszystko jest trucizną, to tylko kwestia dawki- jak mówił bardzo dawno temu
jeden z nas... Wchłoniesz w siebie wszystko, co w sobie zawiera: i to, co
akceptujesz, i to, czego nie znosisz, i to, z czego jesteś dumny, i to nawet,
czego nienawidzisz i co budzi w Tobie lęk... To, że staniesz się inny, nie
znaczy, że studia uczynią Cię lepszym lub gorszym- Twój los dalej pozostanie w
Twoich rękach, tyle tylko, że będą to już ręce medyka... Choćbyś przez resztę
życia miał sadzić sałatę, to wołanie w stylu: „Pomocy! Lekarza!”, które
usłyszysz, będzie się odnosić właśnie do Ciebie...
Będąc
ciągle studentem pamiętam jeszcze rzeczy, które w sposób naturalny umykają ze
świadomości z chwilą, kiedy opuszcza się bramy Uczelni lub- gdy zmienia się
stronę katedry, z której się patrzy na świat. Jest kilka doświadczeń i
przemyśleń, którymi chciałbym się podzielić z Tobą, bo sam musiałem je zebrać
samemu, gdyż nikt nie uznał ich za dostatecznie ważne, by przed laty podzielić
się nimi ze mną. Być może wtedy nie byłbym dokładnie tym, kim jestem teraz,
lecz z perspektywy czasu z reguły stwierdza się, że można było nieco inaczej
rozłożyć akcenty i nie wszystkie przykre wspomnienia musiały stać się naszym
udziałem...
- Nie daj się przestraszyć. Od momentu
przekroczenia po raz pierwszy progu sali wykładowej lub ćwiczeniowej,
seminaryjnej czy nawet gimnastycznej prowadzący zajęcia epatują wprost
poczuciem odpowiedzialności za życie ludzkie, które kiedyś znajdzie się w
Twoich rękach, absolutną koniecznością bycia najlepszym we wszystkim i
opanowania absolutnie wszystkiego, z tajemnicami znanymi chyba jedynie
Panu Bogu włącznie. Konieczna ma być stuprocentowa frekwencja na
zajęciach, czytanie podręcznika nawet w biegu, robienie notatek ze
wszystkich osiągalnych podręczników i uczenie się na pamięć łacińskiej
gramatyki o recytacji słówek czytanych z prawa na lewo nie wspominając...
Jednym słowem totalna doskonałość w masowym wydaniu... a raczej totalna
bzdura. Jak zawsze w życiu, tak i na Akademii Medycznej można robić i
zrobić wszystko, byle z umiarem! Jeżeli nie będziesz usiłował się na siłę
dopasować do wpajanych Ci utopijnych wzorców, to znajdziesz w ciągu doby
czas, by się normalnie- bez koszmarów- wyspać, i- by spotkać się z przyjaciółmi,
i- by popatrzyć w niebo czy pod nogi znad książki, i- by nauczyć się
wszystkiego, co jest Ci aktualnie potrzebne a nawet nieco więcej...
Najbardziej niszcząca na tych studiach jest wszechobecna atmosfera lęku i
to właśnie ona, a nie Twoje lenistwo, może sprawić, że nauka będzie
przychodzić Ci ciężko...
- Szanuj Twoje zdrowie. Każde ćwiczenie można
kiedyś odrobić, notatki z każdego pojedynczego wykładu można skądś zdobyć,
każde zaliczenie i każdy egzamin można poprawić, jeżeli tylko ma się na to
siły. A siły, jak wie każdy medyk, ma się, kiedy ma się zdrowie. Jeśli
czujesz się chory, idź do lekarza i pozwól mu wypisać sobie dzień
zwolnienia, by móc wyprostować zgięte plecy, zanim trzeba będzie podnosić
się z klęczek...
- Nie rób wszystkiego sam. Ucz się tego, czego
na naszej Uczelni nie uczą: ucz się dzielić pracę z innymi i ufać, że oni
też potrafią ją wykonać dobrze. Dziel z kolegami tematy do opracowania
przed zaliczeniami i egzaminami, nie wahaj się rozmawiać o Twoich
problemach z opanowaniem poszczególnych zagadnień a przekonasz się, że nie
tylko ty odstajesz od wpajanego tak konsekwentnie utopijnego wzorca i nie
pozwolisz rozwinąć się lękowi przed pozostaniem w tyle. Tutaj uwaga:
rozmawiaj o problemach merytorycznych a nie o ilości przeczytanych stron
lub wrytych na pamięć kartek! Jeśli zaczniesz prowadzić ranking tego
ostatniego rodzaju z pewnością okaże się, że dostrzegasz wokół siebie
samych lepszych, którzy w sumie- czyli razem wzięci- wszystko już umieją,
a Ty tymczasem jesteś dopiero gdzieś w lesie, w dodatku, jak się wydaje,
całkiem sam...
- Znajdź sobie dobrego Przyjaciela. Przyjaciół
dobrze mieć dobrych i jak najwięcej, ale nie to mam na myśli. Nie jest to
też rada, byś kupił sobie psa. Przyjacielem będę tu nazywał książkę, która
poprowadzi Cię przez te studia a może i kawałek dalej. Dobrze jest wybrać
sobie i- niestety raczej za grubsze pieniądze- kupić na własność już na
pierwszym roku podręcznik, według którego będziesz systematyzować Twoją
wiedzę przez czekające Cię następne sześć lat. Jak się już wkrótce
boleśnie przekonasz medycyna to nie matematyka i praktycznie nic nie musi
się w niej zgadzać a reguły tworzy się tylko po to, by jakoś skategoryzować
te wszystkie cholerne wyjątki... Przez sześć lat przejdzie Ci przez ręce
masa książek, skryptów i zeszytów z notatkami, już nie wspominając o górach
kserokopii i banknotów na nie wydanych... Ten cały ładunek wiedzy
zróżnicowany co do miejsca i czasu pochodzenia zostanie Ci dostarczony i
zrzucony w bezładną kupę przez ludzi najczęściej zapatrzonych w świat
widziany swoimi oczami, którym w dodatku nikt nie zapłacił ekstra za trud
poukładania wszystkiego na odpowiednich półkach. Zwłaszcza na pierwszych
latach jest duże prawdopodobieństwo, że ten stos Cię przerośnie i trudno
Ci będzie podołać niewykonalnemu z pozoru zadaniu posortowania tego
wszystkiego i scalenia fragmentów w jedną użyteczną całość. Większość ze
studentów ulega w tym momencie przemożnej pokusie pozbycia się tego całego
śmietnika w diabły niekoniecznie żałując paru perełek, które z pewnością
kryje... ale trzeba przecież zrobić miejsce na nowy ładunek! Tymczasem z
upływem lat dostrzega się brak owych pereł, bombek choinkowych, które
musiało się potłuc, bo nikt nie stworzył młodemu drzewku wiedzy gałązek,
na których mogłyby zawisnąć. Do tego właśnie będziesz potrzebować
Przyjaciela. Szarpiące Cię zewsząd sprzeczne ze sobą informacje
doprowadzisz do ładu jedynie wtedy, gdy będziesz miał punkt oparcia,
autorytet, z którym one będą musiały się zmierzyć. Przyjaciel ma być tym
autorytetem, oparciem w dyskusji z zalewającymi Cię źródłami informacji,
naprzeciw których sam jako dopiero zdobywający wiedzę jesteś prawie bez
szans! To on dostarczy szkieletu wiedzy, który będzie można wypełnić
nowymi informacjami z gwarancją zachowania spójności i stabilności
całości, i to on dostarczy Ci pewności siebie będąc ostateczną instancją
odwoławczą. W zamian za to wsparcie- przynajmniej na początku- będziesz
musiał się zgodzić na wszystkie jego ułomności i walczyć jak lew w jego obronie,
lecz lojalność opłaci się w trójnasób, bo Twoi koledzy, którzy nie będą
mieli Przyjaciela, będą musieli sami go sobie stworzyć, co jest, wierz mi,
katorżniczą i- w pojedynkę- raczej syzyfową pracą... Trudno jest będąc na
początku nieznanej ścieżki oceniać kwalifikacje przewodnika, dlatego
pozwolę sobie- nie będąc niestety opłacanym ani przez autorów, ani przez
wydawnictwa- zasugerować książki, które znam. Jeśli cenisz sobie autorów
polskich polecam „Choroby wewnętrzne” pod redakcją Franciszka Kokota,
które docenia się najczęściej niestety dopiero pięć minut przed egzaminem
z interny, czyli raczej późno... Gdybyś natomiast chciał zawierzyć raczej
nauce światowej, to polecam „MSD Manual”- jest to wprost biblia medycyny,
dużo obszerniejsza od „Kokota”, ale za to obejmuje praktycznie wszystkie
działy z wyjątkiem chirurgii sporo z niej zresztą przemycając między wierszami...
Ponad trzy tysiące stron może budzić szacunek pomieszany z onieśmieleniem,
ale sześć lat to też szmat czasu... Dla pasjonatów pediatrii nie do
zastąpienia, choć też nie do zmieszczenia w przeciętnej teczce, jest
„Pediatria” Nelsona- tak na marginesie polskich podręczników do pediatrii
radzę stanowczo unikać... Używaj Twojego Przyjaciela od początku, przy
nauce wszystkich przedmiotów- może z wyjątkiem zajęć sportowych- począwszy
od anatomii, biochemii i fizjologii skończywszy... w zasadzie nigdy nie
skończywszy. To się da zrobić i przywróci Ci świadomość, że nie stałeś się
studentem Akademii Medycznej, by studiować nauki podstawowe dla nich
samych- choć to głęboko ukryte, to program tych studiów nawet na
najmłodszych latach jest stworzony na potrzeby kliniki i jeśli to
odkryjesz, wzbudzisz być może nieufność, ale na pewno szacunek u egzaminatorów.
Ucz się chemii pod kątem medycyny a nie na odwrót (chemia to tylko
przykład, ze wszystkimi przedmiotami powinno być tak samo)! To jednostki
chorobowe zamieszczane przez autorów myślących z głębokim niesmakiem o
możliwości praktycznego wykorzystania ich dzieł najczęściej możliwie
najdrobniejszym drukiem w podręcznikach nauk podstawowych są clue programu
i to one wymagają drążenia przy pomocy Twojego Przyjaciela, bo na jego
kręgosłupie zawsze będziesz się mógł oprzeć, nawet w najgorętszych opałach
w czasie egzaminu- oczywiście, o ile w międzyczasie nie zmienisz
uczelni... Poznawaj Twojego przyjaciela partiami, które Ci są aktualnie
potrzebne- dane użyteczne na pierwszych latach studiów kryją się zwykle w
opisach patomechanizmów chorób. Lubi się to, w czym jest się dobrym, więc
jeśli tylko przełamiesz pierwsze lody coraz częściej będziesz przerzucał
znajome skądś kartki aż niepostrzeżenie Twój Przyjaciel nie będzie miał
przed Tobą tajemnic...
- Przyznaj, że celem, dla którego poświęcasz Twój
cenny czas studiom na Akademii Medycznej nie jest stanie się wzorowym
studentem, lecz doskonałym lekarzem. Musisz zapytać się szczerze, czy
podpisujesz się pod tym stwierdzeniem, bo od tego zależą priorytety
Twojego działania. Wzorowy student ma czas na studiowanie i nic ponadto,
bo to zajęcie z założenia ma mu wypełnić cały dostępny czas, obojętne, ile
by go nie było, gdyż wiedza ze swej natury jest niezgłębiona. Przyszły
doskonały lekarz, by się takim stać, musi dysponować czasem dla siebie, bo
ciężka praca to tylko połowa sukcesu- na drugą składają się błogie
lenistwo z puszką piwa w ręce wraz z przemyśleniami i genialnymi pomysłami,
które tylko wtedy przychodzą do głowy i dają się później urzeczywistnić z
pomocą w. w. pierwszej połowy... Motto zaczerpnąłem od twórców potęgi
firmy Apple, niemniej jednak przyznasz pewnie, że coś w tym jest...
Wybitność potrzebuje czasu na rozkwit i własną aktywność poznawczą, genialny
specjalista może rozkwitnąć tylko kosztem wszechstronności przeciętniaka-
taki jest dziś ten świat. Perfekcjonizm w jednej dziedzinie okupiony jest
dyletanctwem w drugiej. Doskonały student zawsze pozostanie przeciętny w
porównaniu z wybitnym pasjonatem swojej dziedziny, jedynie na jej polu
oczywiście... ale w życiu zwykle robimy coś konkretnego a nie wszystko,
prawda? W końcu kiedyś trzeba się zdeklarować i świadomie wybierając
poświęcić albo wybitność, albo wszechstronność, bo konsekwencją takiego
wyboru jest satysfakcja z osiągnięć na wybranym polu a nie frustracja
porażkami na wszystkich możliwych frontach... Nie sposób dobrze służyć
dwom panom, których interesy ustawicznie się krzyżują!
- Szerz informację. Nie zatrzymuj swoich
doświadczeń dla siebie. Jeśli znalazłeś swoje własne rozumienie jakiegoś
faktu, które wydaje się może choć trochę lepsze, bardziej przyswajalne,
swojskie czy po prostu Ci się podoba od innych interpretacji, podziel się
nim z kolegami. Spisz, co uważasz za wartościowe, i pokaż innym- na pewno
powielą na ksero, na zasadzie czystego odruchu warunkowego wyrabianego na
tej Uczelni od pierwszego roku studiów- a przy odrobinie szczęścia nawet
kiedyś przeczytają. Szczytem wszystkiego będzie, jeśli im się to do czegoś
przyda. Być może zachęceni Twoim przykładem sami podzielą się z innymi
czymś, z czego i Ty skorzystasz. Może to zabrzmi patetycznie, ale tak
właśnie powstaje Nauka- tak, tak, ta przez wielkie „N”! Pomysł rodzi
pomysł, zrozumienie rodzi zrozumienie a dzięki swobodnemu przepływowi
myśli ktoś, kogo nie znasz być może nauczy się czegoś, co pozwoli kiedyś w
krytycznej chwili pozostać przy życiu Tobie, Twojemu przyjacielowi, żonie,
matce czy dziecku... jeszcze ten jeden raz więcej... W tej właśnie nadziei
powstała także i ta strona...
Comeback to
Table of contents / Powrót do Spis treści