Kiedy bêdê umiera³, to nie bêdzie daleko ani blisko

NieŸle wygl¹daj¹ te s³owa pod z³otym piórem. A przecie¿ coœ musze jutro oddaæ w redakcji. Szmata, ale za felietony pod pseudonimem nieŸle p³ac¹. Napisa³em im ju¿ chyba o wszystkim - ¿e te¿ ludzie to chc¹ czytaæ!

I o czym by tu jeszcze napisaæ? Zosta³o ju¿ chyba tylko to. Co by tu jeszcze napisaæ...

Mój kolega z tego samego uniwersytetu, profesor W³odarski, wyda³ w wydawnictwie Znak ksi¹¿kê o ars moriendi.

Jest to jedyna ksi¹¿ka na ten temat, która ukaza³a siê po wojnie. M³odzi ludzie siêgaj¹ po Tybetañsk¹ ksiêgê Œmierci; starym wszystko jedno.

A ja przecie¿ jestem stary. Kiedy by³em m³ody, dano mi do recenzji tomik skrobacza, który wpad³ na pomys³, ¿eby zadebiutowaæ w Wydawnictwie Literackim. Razem z Miœkiem G³owiñskim, drugim recenzentem, sprawê wyjaœniliœmy. To Znaczy, za³atwiliœmy rzecz tak, jak m³ody recenzent z m³odym poet¹.

 I ch³opak zeszed³ w podziemie. Potem, po jego œmierci, jego imieniem nazwali nagrodê, któr¹ dosta³o wielu prawdziwych poetów, na Moczulskim nie koñcz¹c. I oczywiœcie ja by³em g³ównym jurorem!

I ju¿ wtedy mówili o mnie: ¿elazny Jasiu.

Gdyby bidny Andrzejek nie umar³ m³odo i teraz ¿y³, to by³by niewiele ode mnie m³odszy, do pensjonatu w Zakopanem jeŸdzi³by... no i tak dalej. Spotykalibyœmy siê co ferie akademickie w depecie Pod Szczytami, on wyk³ada³by bu³garystykê, ulewa³by co sesjê

 studentów, a co roku, w porze egzaminów wstêpnych, naucza³by co jaœniejsze blond kandydatki chodzenia... s³owem, nie by³oby Ÿle. wiêcej powiem, mo¿e by³oby dobrze?

Albo zosta³by takim grafomanem, jak ka¿dy, kto w wielu debiutowa³. A ja go skaza³em na ciê¿kie norwidy.

No, wiêc sami widzicie, ¿e jestem stary. I przy okazji, ¿e nie byle jaki ze mnie wyk³adowca. Nie min¹³ kwadrans i ju¿ wszystko jasne.

 

Teoria to teoria, a praktyka to praktyka

 

A ja mam ju¿ swoje lata i piszê, wyk³adam, studenteria przychodzi, a ja przepytujê i puszczam albo ulewam, czekoladki mi przynosz¹, no wiecie, bie¿¹ce ¿ycie szko³y wy¿szej.

 

Czasami... o tym nie planowa³em mówiæ, czasami przychodz¹ skrobaki.

 

S¹ ró¿ne teorie co do tego, co taki skrobacz myœli.

Nawet, jest jedna taka, ¿e pióro jest dla niego surogatem... no, kiedy by³em akurat w œrednim wieku, jeszcze studentki siê na taki tekst rumieni³y. Te¿ co starsze.

No, wiêc wed³ug tych teorii taki skrobaczyna myœli, ¿e pisanie jest dla niego surogatem.. tej, no, prokreacji.

Naskrobie i potem traktuje to jako swoje dziecko. A nie chcesz mu wydaæ, ta zaczyna siê rzuca cx, jak nie przymierzaj¹c matka, której dziecko chc¹ ...

Albo, dajmy na to, facet, któremu ktoœ chce... no.

To siê fachowo nazywa Phallosotomea. Potocznie bobita¿.

I taki skrobak to potrafi byæ potem jak taka s³onica albo skunksica, której ktoœ próbuje zabraæ ma³e, nie ma ¿artów.

Tak pisz¹... jeszcze inni znajomi z depetu Pod Szczytami. I podajê to na ich odpowiedzialnoœæ. Biologia to nie ja.

Teoria to teoria, a praktyka to praktyka

 

 Podmajeradlicki, taki jeden skrobacz, jak nie ma niczego lepszego do roboty, pisuje o œmierci. jak to lecia³o...

 

A kiedy przyjdzie tak¿e po mnie

ja wiem ¿e przyjdzie i nic wiêcej

nie wiem kto przyjdzie ni jak przyjdzie

³atwo dziœ œpiewaæ ¿e przytomnie

w triumfie; jeszcze bardziej skromnie

¿e có¿ po chwale i po wstydzie

auto na drodze czad w ³azience

czy wtedy bêdzie ktoœ ko³o mnie

czy nic nie bêdzie wszystko bêdzie

i potem co nic nigdzie wszêdzie

czy jeden wiêcej miêcha kawa³

bêdzie robalom pojeœæ dawa³

ja nie wiem w niebie albo na dnie

zawsze tak samo: tak bezradnie

 

 

 

 

Sk¹d mi przychodzi ten Podmajeradlicki ci¹gle do g³owy?

 

 

Aha... i st¹d ten dzwonek do drzwi.

 

Jak ja mog³em byæ taki g³upi i s, ¿eby zaprosiæ do siebie pisacza.

Znowu bêdzie próbowa³ wycisn¹æ ze mnie poparcie dla jakiegoœ swego stypendium...

 

Czemu on zawsze czegoœ chce.

Zawsze czegoœ chce. Nie móg³by nigdy niczego nie chcieæ?

 

Od Redakcji: Dzisiejszy felieton nie ukaza³ siê, gdy¿ autor - dziœ ju¿ mo¿emy ujawniæ, jak znany w œwiecie nauki i literatury kry³ siê pod tym pseudonimem - zmar³ tajemniczych okolicznoœciach w mieszkaniu uniwersyteckim, które posiada³ przez ca³e ¿ycie.

 

 Dziœ na pierwszej stronie zamieszczamy tren na jego czeœæ, którego autorem jest budz¹cy nadzieje poeta m³odego pokolenia, Podmajeradlicki.

 

 Napisz, co o tym s¹dzisz...

 

 

 

Data

 

Dzisiaj szed³em ku ulicy Dobrej; trzeba przyznaæ, ¿e nazwy to

oni wymyœlaæ potrafi¹. Potem nazwê ca³ej ulicy, która ma

trzysta numerów, zamieniaj¹ w nazwê jednego domu, który stoi w

samym jej œrodku. W Akademii przerabialiœmy has³o: bezguœcie.

Teraz akurat je sobie przypomnia³em, sam nie wiem dlaczego. Nie

jestem opanowany.

 

 Za skrzy¿owaniem jesty tabliczka z nazw¹ ulicy. Ktoœ przerobi³ du¿e D na du¿e C. Muszê powiedzieæ, ¿e nawet mi siê to podoba³o.

 

 Na skrzy¿owaniu przeszed³em przez jezdniê.

 Jezdniê zamiata³ goœæ w drelichach, takich pod panterkê.

Wygl¹da³ na bezrobotnego, zatrudnionego z jakiegoœ funduszu.

Zamiata, zamiata... i nagle coœ zaœwiergoli³o. Jakby mia³

kanarka za pazuch¹.

A on za pazuchê siêga, i wyjmuje telefon. I zaczyna

konwersacjê. Z miot³¹ w garœci, czy ju¿ miêdzy nogami, na œrodku ulicy.

 

 W³aœciwy cel: budynek szko³y muzycznej na Bednarskiej.

Stare budownictwo. Gruboœæ œcian: pó³tora metra.

 

 

 

 

 

Data kolejna

 

Dziœ znów by³em na mieœcie.

 

By³em w budynku, potem jecha³em tramwajem.

Budynek nazywa siê... nieco egzotycznie, wed³ug mego subiektyqwnego os¹du: centrum kultury.

Kultura i to miejsce...

 Ulic¹ nazywa siê Grochowska.

I ci¹gle ten ich zwyczaj: nazywaj¹ budynki nazw¹ ulicy.

Po dwóch przystankach wsiad³o towarzystwo.

Czterech, lekko podpici.

Mo¿e nie tak lekko.

 

 Ja na nich patrzê, oni patrz¹ na mnie.

I w krzyk: kanar!

Ja siê drê: ja nie kanar!

Oni siê zaraz rozkleili, ¿e co znowu, ¿e sk¹d.

Byli w ogóle bardzo mili. Zanim wysiedli, rozpieprzyli na kawa³ki tablicê z przystankami, rozmawiali sobie tak kordialnie, jak tylko mo¿na sobie wyobraziæ, i tak dalej.

I jeszcze na wysiadnym ¿yczliwie przypominali, ¿ebym przypadkiem nie kasowa³ biletu.

 

Budynek nowy; œciany 5 cm.

Gruboœæ œcian tramwaju: pó³ centymetra.

 

 

 

Data kolejna

 

 Dzisiaj siedzia³em w czytelni.

Chwilami odrywa³em wzrok od zbioru poezji. Patrza³em woko³o.

Patrza³em na sufit, zaniedbany jak literalnie wszystkie budynki w

tym mieœcie s¹ zaniedbane od œrodka, i mo¿e nie tylko budynki -

przepraszam, ¿e zbaczam z tematu.

Patrza³em na mê¿czyzn, w wiêkszoœci oty³ych i o ceglastej,

parchowatej cerze. Na kobiety poutleniane, o tonach kremu

wsmarowanych w twarze, o udach poœciskanych lycr¹. O optycznie

szerokich szczêkach; nazywam, tê fryzurê "na buldoga".

Odpoczê³y mi oczy, mog³em czytaæ dalej.

Poeta nazywa³ siê Serafinowicz; wstydzi³ siê w³asnego nazwiska, kaza³ siê nazywaæ Lechoñ. I s³uchali go!

  Wiersz nazywa³ siê Herostrates. Jakie¿

by³o moje zdziwienie, gdy znalaz³em w nim...

Po prostu prawie dok³adnie to, po co ja tu jestem.

Kosztowa³o mnie to prawie godzinê zamyœlenia...

Uczy³em siê, ¿e oni te¿ wierzyli, ¿e ka¿dy poeta to prorok. Ale myœla³em, ¿e to tylko oni tak sobie wyobra¿aj¹.

Niezdrowy odruch. Do raportu.

 

Gruboœæ œcian: w granicach pó³ metra.

 

 

 

Data kolejna

 

 

Dzisiaj musia³em przejœæ przez park.

Oni to tak nazywaj¹.

 

By³o ju¿ ciemno.

Ja zasadniczo tutaj dobrze czujê sie w ciemnoœci.

Czesto zdarza sie, ¿e chcê kogos wyprzedziæ. Zwykle jest k³opot, bo taki egzemplarz zaczyna zwykle truchtaæ przed siebie. Jeszcze przy tym robi to tak, ¿e zabiega ci droge. A ty sie cholera spieszysz.

No, i przez takie kawa³ki tego grajdo³u ka¿dy przechodzi tak szybko, jak tylko potrafi. Nawet ja.

 

 Gdybym by³ czlowoiekiem, to trafi³by mnie szlag.

 

 

Dzisiaj by³o troche inaczej. Min¹³em grupê m³odych egzemplarzy w skorzanych kurtkach i potem by³y juz tylko pary.

 

Takie pary te¿ potrafi¹ zachowa sdie tak, ¿e nire tylko czlowiekowi niedobrze sie robi.

 

 Ale tutaj tylko oni potrafia zachowac sie w sposob godny i dostojny.

Id¹, nawet w miare majestatycznie, albo sioedz¹ w mroku. Nie wien, dlaczego oni maj¹ tak¹ zasadê, ¿eby stykaæ sie w³aœnie, o ile pamiertam z egzaminu z anatomii czlowieka. pachwinami, ale có¿ mnie obchodzim, jak co sie nazywa, i to jeszcze po ichniemu.

 

 

 

Data kolejna

 

 Dziœ przechodzi³em ko³o seminarium duchownego.

Na chwilê wst¹pi³em; od razu w sieni zobaczy³em afisz z wielkim

napisem Uwaga, Sekty.

 Pod spodem lista - zielonoœwi¹tkowcy, masa¿ leczniczy... i ca³a

reszta.

 Przypomnia³em sobie, ¿e to przerabialiœmy. Za sekty uwa¿ano ludzi innych, którzxy niure byli groŸni, i tylko inasczrej myœleli. Nie mieli pieniedzy, jak ¯ydzi, nie byli groŸni, jak... tutaj listy przyk³asdów nie pamiêtam.

 

 Wiêc wtedy tak sobie to przypomnia³em.

 Dalej nie wpuœcili, ale gruboœæ murów zmierzy³em.

Nieca³y metr.

 

 

 

 

Data kolejna

 

Dziœ wieczorem sta³em w kolejce na basen. Po ca³tym dniu by³em ju¿ w takim stanie nrerwowym, jak zwykle.

Sta³em, w trj kolejce; by³em solidnie spóŸniony.

Stojê; nagle s³yszê przepraszam. Ktoœ, wygl¹daj¹cy na lat dwadziœcia parê, wtrytnia siê, mówi przepraszam, mnie odsuwa, obok mnie siê schyla.

Dopiero teraz zauwa¿Ÿt³em, ¿e upuœci³em gazetê, nawet nie wiem kiedy. Dopiero wówczas, kiedy on mi j¹ podaje.

By³em tak zaskoczony, ¿e nire mog³em wydusiæ s³owa.

 

Przecie¿ nie wygl¹dam nawet na czterdzieœci tutejszych lat.

Mo¿ to jeszcze pewne braki w charakteryzacji?

 

Data kolejna

 

 Dzisiaj jecha³em, tym razem autobusem.

Tutaj jest druga po³owa grudnia. Domy towarowe siê roj¹ ju¿ od szeœciu tygodni. To znak, ¿e oni obchodz¹ swoje œwiêta.

 Siedzê w koñcu autobusu i czujê, ¿e ktoœ stoi za mn¹. Ogl¹dam siê.

Za mn¹ goœæ. Przedwczeœnie z³ysia³y, oty³y tak, jak wiêkszoœæ warszoli. Oni nie wstydz¹ siê oty³oœci ani szpetoty - ani na twarzy, ani nigdzie.

 

Wiêc taki jeden staje tu¿ za mn¹ i ³apê podstawia mi w okolicê

twarzy. Ju¿ myœla³em, ¿e mnie zaczepia i nawet zacz¹³em tê ³apê

odpychaæ.

 

I patrzê, a on w niej coœ zaciska. Jakiœ kawa³ek papieru.

Podstawia mi pod nos i gada: nie dziêkuj. I wciska mi to.

Jeszcze drug¹ grabê mi poda³. Przemog³em wstrêt i mu poda³em, nie wymiotuj¹c.

 Papier mia³ postaæ najmniejszego banknotu; dziesiêcioz³otówki. Jak mo¿na by³o od pocz¹tku przewidzieæ.

 

 

Komandorze, je¿eli czyta Pan moje s³owa, to pamiêta Pan zapewne

nasz¹ rozmowê sprzed wyruszenia.

 Chodzi³o konkretnie o prawo guzika.

 Wiêc zastanowi³em siê i decyzja moja brzmi: tak.

 

 

 

 

 

 Komandorze, na pocz¹tku chcia³em przeprosiæ za przerwê w

³¹cznoœci. Spowodowa³y j¹ g³ównie wzglêdy techniczne.

 Potwierdzam, ¿e terminu translokacji bezwzglêdnie dotrzymam.

 Co do wspomnianego wczeœniej prawa guzika, to muszê jeszcze

siê zastanowiæ.

 Wydaje mi siê, ¿e jednak nie.

Do tego jeszcze powrocie.

 Teraz przechodzê do w³aœciwego meldunku.

 

 Analiza jest taka.

 

Mury s¹ ró¿nej gruboœci, lecz nie przekracza ona powiedzmy dwu metrów.

W zwi¹zku z powy¿szym promieniowanie neutronowe w zupe³noœci wystarczy doraŸnie.

 Ja pomimo to korzystam z moich kompetencji i odradzam.

 Ci ludzie i to miejsce s¹ tak ¿ywotni... Jest w tym coœ, czego mo¿e nie zrozumieæ ktoœ, kto nie stan¹³ twarz¹ w twarz z tym, czego doœwiadczam ja.

Ktoœ, ktoœ nie dokonywa³ w³aœnie tutaj wizji lokalnej, mo¿e tego

po prostu nie poj¹æ.

Je¿eli nie chcemy, by po dekadzie ten sam problem powróci³, konieczne s¹ inne œrodki.

 Wed³ug mnie, na pocz¹tek potrzebny jest jeden ³adunek rzêdu 500 MT, idealnie w sam œrodek, powiedzmy pomiêdzy Dworcem Centralnym a Pa³acem Kultury, najlepiej wbity pod ziemiê pociskiem balistycznym. Po krótkim czasie dziesiêæ ma³ych g³owic rzêdu 1 MT dooko³a epicentrum. Tak, ¿eby przez najbli¿sze 50 lat w tym miejscu nie mog³a stan¹æ ludzka stopa. Dopiero to mo¿e zadzia³aæ.

 

 Stolicê oni odbuduj¹ i tak. W wid³ach Wis³y i Sanu.

Miejsce zdrowe, ³atwiejsze w obronie, rozs¹dniej oddalone od wschodniej granicy, i nieobci¹¿one... wiadomo, co mam na myœli.

 I mo¿e wtedy coœ siê nareszcie zmieni.

Takie jest wiêc moje orzeczenie.

 

Uwa¿am, ¿e niniejszym poda³em to, co najwa¿niejsze. Resztê szczegó³ów podam na ka¿de ¿¹danie po translokacji.

 

 Zdajê sobie sprawê, ¿e po przybyciu bêdê musia³ zdaæ sprawê ze wszystkiego.

I zrobiê to.

 Jak wynika zreszt¹ z mojego dossier, przedmiot "Jak byæ

cz³owiekiem" by³ tym, z którego pisa³em pracê finaln¹ na Akademii.

Mo¿e to mo¿e czêœcviowo tlumaczy fakt nojej dekoncentyracji, chocia¿ na pewno go nie usprawiedliwia.

 

Skoñczy³em

 

Bez daty

 

 Napisz, co o tym s¹dzisz...

 

 

Dzisiaj widzia³em go znowu.

 

Co mówisz Bolek?

 

 

Widzia³em go znów dzisiaj rano.

 

 

Coœ ty o tej porze robi³ przy komputerze?

Przecie¿ powiedzia³ ksi¹dz prze³o¿ony, ¿e przy terminalach mo¿na siedzieæ tylko podczas rekreacji. Jak teraz.

 

Ju¿ dobre dwie godziny przed jutrzni¹ nie mog³em spaæ.

Teraz tak ci¹gle.

 

 

Co ci siê dzieje?

 

Œni³a mi siê znów.

 

Arku, ja ju¿ przestajê rozró¿niaæ...

 

 

Rozumiem, nic ju¿ nie mów.

 

Powiedz...

 

Co?

 

A mo¿e to po prostu ona?

 

Ty naprawdê uwa¿asz, ¿e to nie musi byæ facet?

 

Przecie¿...

 

Tak, gada³eœ, ¿e to stara panna,

 

 

A wierzysz w to sam?

 

Wierzê... w co ja wierzê?

 

Kiedy¿ to siê skoñczy?

Rano pobudka o szóstej, potem reszta dnia... co parê godzin kolejny napad ziewania.

Miêso na talerzy jest, wiêc o diecie niskobia³kowej nie ma na pewno mowy. Nie jesteœmy w sekcie.

 Byle tylko wytrzymaæ. Ju¿ po³owa z szeœciu lat za tob¹.

Byle nie wysi¹œæ.

 

 Chocia¿by jak ten paulin z Czêstochowy.

 

 Wiesz, jak to by³o?

 Podobno w gazetach pisali.

 

S³ysza³em o tym. On by³ s³abego zdrowia i ba³ siê, ¿e nie dopuszcz¹ go do œwiêceñ.

Wiêc podpali³ klasztor.

Logiczne.

 

 

I co z nim zrobili?

O tym w gazetach nie pisali.

 

 

 

Ale teraz nie ma ani jej, ani jego. Zjedliœmy po befsztyku, mamy jeszcze kwadrans wolnego...

Przez ten czas dziecko mo¿na by zrobiæ.

 

Dobrze powiedzia³eœ.

 

 

A ty go znasz?

 

 

Widzia³em go na paru listach dyskusyjnych.

 

I co?

 

 On jest... dziwna... kreatura.

 

Dlaczego kreatura?

 

 

 

Kreatura, czyli stworzenie.

 

 

Aha..

Czy... on... wierzy?

 

Sam bym chcia³ to wiedzieæ.

 

A jak myœlisz?

 

Myœlê, ¿e on wierzy... we wszystko.

 

Sk¹d u takiego tyle wiary?

 

 

Chyba najad³eœ siê tego miêsa.

 

I czego jeszcze?

 

Wiesz, œci¹gn¹³em parê obrazków...

 

Zostaw mi w kartotece.

£adne?

 

 

Wiesz... sam zobaczysz.

 

Nie samym chlebem ¿yje cz³ek...

 

Przypomnia³em sobie tak¹ ariê: bo z czego ¿yje cz³ek...

Znasz?

 

Nie znam.

 

Bolek. Ty to robi³eœ.

 

Mówi³em. Ty znowu chcesz?

Ciekawe. Jak to jest? Tak, jak wtedy, kiedy siê patrzy?

Ju¿ pyta³eœ. Przypomnij mi przed koñcem, to ci powiem.

Je¿eli jeszcze sam nie bêdziesz wiedzia³.

 

 

 

Poczekaj, zobaczê, kto jest w³¹czony.

 

Mo¿e bêdzie Monique?

 

Mo¿e Zaraz zobaczymy.

O, popatrz, popatrz, popatrz!

 

 

Jest. Siedzi.

 

Ciekawe, gdzie. Ale chyba na g³ównym kampusie.

 

Wypisz komendê jeszcze raz.

To jest... w jednym z budynków uniwersytetu.

Niedaleka g³ównego wêz³a komputerowego. Te¿ pó³torej godziny drogi st¹d.

 

Czy to prawda, ¿e mamy mieæ w³asny, osobny wêze³?

 

Podobno prawda. ¯egnajcie studentki.

Pisaæ do nich bêdziesz zawsze móg³.

Te¿ zawsze, jak zawsze. Jak za m¹¿ wyjd¹, to...

 

Ale pogadaæ ju¿ nie pogadasz.

 

Nawet o pogodzie.

 

 

To na pewno on?

 

On. Chyba nie da³ komuœ swego konta?

 

 

Co mu powiedzieæ?

 

Sam ju¿ nie wiem. Pomyœla³em o Monique...

 

W koñcu te¿ nie wiemy, jakiej on jest p³ci?

Mo¿e to rzeczywiœcie stara panna.

 

 

Co mu powiedzieæ?

 

A co ty próbowa³eœ?

 

 

Mówi³em ci.

 

On by³ wtedy w³¹czony i ja próbowa³em... wiesz, metod¹ misjonarsk¹.

 

To, czego uczyli nas na psychologii.

 

Aha...

 

 

 

 

Wiesz, czasami ko³o seminarium przebiegaj¹ studentki z AWF.

 

Podobaj¹ ci siê?

 

W wiêkszoœci raczej takie pêkate.

 

Lepsze bywaj¹ po s¹siedzku, na ATK.

 

To co mu powiemy?

 

 

On musi byæ zestresowany i pewnie samotny.

Sk¹d wiesz?

Praktycznie ka¿dy warszawiak jest zestresowany i samotny.

Tylko tyle?

 

Mo¿e i trochê za³amany...

Sk¹d wiesz?

A dlaczego siaduje przy terminalu prawie tyle, co my?

 

Powiedz, jakie te obrazki?

 

Sam zobaczysz. Poczekaj, zobaczymy jeszcze, czy jest.

 

 

Ale dobrze, ¿e ju¿ nigdy nie bêdê mia³ baby.

Po co cz³owiekowi baba?

 

Jeszcze œlub i te rzeczy...

 

Po co Zaraz œlub?

 

Te¿ wiem, jak to jest ze œlubami.

To co mu powiemy?

 

Nastaw rozmównicê... zablokowa³?

 

Czekaj... sprawdŸ.

Nie ma go.

 

Pewnie ju¿ nied³ugo bêdzie osobny wêze³ i nie bêdziemy pod³¹czeni do uniwersyteckiego.

 

Wytrzymaliœmy tym razem.

 

Taki to i œlub pos³uszeñstwa.

 

 

O rany. Ale manto wtedy mieliœmy, jak nas ojciec prze³o¿ony wzi¹³ na dywanik.

Po tym, jak on napisa³ do niego skargê na nas, na miesi¹c zablokowa³ konto, i dostaliœmy zakaz gadania z tym...

 

No, ale ju¿ go nie ma.

 

Kiedy¿ ta rekreacja siê skoñczy³a?

 

Jesteœmy spóŸnieni.

 

Bolek...

 

Co?

 

No, powiedz, jak to jest?

 

 Napisz, co o tym s¹dzisz...

 

 

 

 

Czy pan rozpocz¹³ ¿ycie p³ciowe?

 

 

Zaraz odpowiem, tylko opowiem, jak do tego pytania dosz³o.

 

 

By³y dwie. To znaczy, by³y trzy. To znaczy, by³y cztery.

 

To znaczy, przedtem by³o jeszcze kilku. Nie da³o siê inaczej.

Ja do nich, do kogo i po co.

Oni, ¿e po mnie.

Ja do nich, czy maj¹ nakaz.

Oni, ¿e maj¹ ³om.

Oczywiœcie, zanim otworzy³em, wiedzia³em, ¿e to bêdzie b³¹d.

I oczywiœcie otworzy³em.

I jak zawsze mia³em racjê.

 

 

No, ale popatrzcie na mnie. Czy ja bym potrafi³ cz³owieka, ¿e tak powiem, tego, i to jeszcze, ¿e tak powiem, na bli¿sze, czy no, od tamtej, ¿e tak powiem, strony. I to jeszcze bachora... no ale bo wiadomo, bachor ty¿ cz³ek. I do tego jeszcze na œmieræ. Wiêc sami widzicie.

 

A co ja wtedy robi³em? Korzysta³em z wolnoœci obywatelskich,

i kropka.

Wiêc widzicie.

 

Wiêc tam ju¿ by³a taka jedna. Ja do niej, czy ma legitymacjê.

Ona do mnie, ¿e i tak bym jej nie móg³ spisaæ, bo pierœcionki.

Wiêc po co.

A czy nakaz to nie ma znaczenia, to i tak wstecznie siê...

Pewnie, dla takiej nyska to bez ró¿nicy, jak wehiku³ czasu.

Wsio rawno.

 

Demokracja te¿ baba, niestety.

 

 

Potem, czy pracujê. A co tak¹ obchodzi, czy ja pracujê.

To ona, ¿e bardzo dobrze, bo tryb natychmiastowy.

Potem, jak mi ju¿ wreszcie zdjêli te, jak na to mówi¹ w naszej dzielnicy, ol³ejsy, to wtedy ta druga, ¿ebym wsta³, bo s¹d idzie. Ja pytam, gdzie ten s¹d. To ona, ¿e s¹d niby ona.

Ja, ¿e teraz bêdê wiedzia³.

 

Ale zapomnia³em, by³a jeszcze pi¹ta. I togi nie powiesi³a na barierce, jak tamta, tylko mia³a na sobie, z takim zielonym finfluszkiem.

I ta niby zagaja, ¿e tego, wnosi, ¿eby na badania.

 

Ja j¹, po co badania i w ogóle, kogo by tu siê przyda³o pos³aæ siê zbadaæ wpierw, nie, to znaczy, tego jej nie powiedzia³em, tylko, po co te badania. Ona ¿e sprawa jest bardzo powa¿na i maj¹ zapachy i te ichnie tam, poszlaki.

Wiêc bardzo trudno bêdzie mi siê wywin¹æ i trzeba próbowaæ

tak.

Trzeba to trzeba.

 

 

 

Wiêc potem to ju¿ by³y te dwie.

 

Jedna taka m³odsza, tleniona, ten jej tam, spycholog.

Tleniona, kud³y przyciête, i z ty³u, nad karkiem, jeszcze przyciêta i do góry tak tapirowana, ¿e wygl¹da jak no wicie, co. Znaczy kto wi ten wi, a kto nie wi, to niech siê popyta.

 

I ta w³aœnie zapyta³a mnie, czy, tego, no, rozpocz¹³em.

 

Ale to jeszcze nie od razu.

 

Przedtem by³a jeszcze ta tleniona. Ale druga tleniona.

Jej by³o, jak jej tam by³o, spychiatra.

Gruba, z trwa³a, w fotelu roztegowana, wiecie.

Przed biurkem krzes³o by³o. Takie ostatnie, z drzazgami i

zdart¹ politur¹. I dobrze.

 

 

Tamta druga zaraz do mnie, czy, niby, siê leczy³em.

Nawet dzieñ dobry nie powie. Ceni siê.

 

To ja wtenczas do niej, ¿e owszem. Tydzieñ temu przychodzê do

tej, jak jej tam, a ona do mnie, co mi ten tego.

To ja jej, ¿e plomba.

To ona w kartê i mi zasuwa, ¿e z karty wychodzi, ¿e mia³ pan

stwierdzony ubytek i by³ pan uleczony. Tak gada, niby.

Oj, uleczony, uleczony.

Wsadzi³a mi wtedy, oj wsadzi³a, i te moj¹ dziurê, niby, to mi.

.. no, ale potem, wtedy znaczy siê, powiedzia³a, ¿e ju¿ jej

nie mam.

No wiêc im to teraz zaiwaniam, a one, ¿e to nie tego.

Ja pytam, co nie tego, a one, ¿e nie tego. Tego ichniego

tam znaczenia nie ma.

Nie ma, to nie ma. Kto je tam wie.

 

Gorzej bywa³o. Jak do pierwszej klasy poszed³em, znaczy siê, mamusia mnie do szko³y, ten tego, to tam od razu przede mn¹ usiad³a taka dziwucha jak kaloryfer, przynajmniej tam, gdzie trzeba, z taaakim warkoczem, wiêc ja rozumie siê, za ten warkocz, a ona, belferka, znaczy siê, pod pachê mnie, i szczypa, i klapsa w te, no, jak im tam, ¿eby potem nie by³o, cztery litery, i potem to siê nawet ze mnie wyœmiewali, i mi gadali, ¿e ja siê pop³aka³em, albo jeszcze gorzej, no, ale to by³a nieprawda!

Wszystko nieprawda.

Ale to dawniej.

 

 

Bo one, one obie, znaczy, ze mn¹ gadaj¹. Ta pyta, ja odpowiadam, ona na mnie nie patrzy, pisze coœ po jakimœ jej tam ichnim formularzu, i jakby tak siê jej odbija, znaczy siê, yhe, yhe, powtarza. Tam m³oda w kó³ko wtr¹ca: pan tak s¹dzi. Sêdzina, wychodzi.

 

No i nawet powoli mnie to wszystko zaczyna rajcowaæ.

 

 

Ale koniec ¿artow, powa¿nie, znaczy siê, trzeba.

 

Bo to przychodnia, znaczy siê. Medycyny sadowej.

 

Znaczy siê, tego, trzeba odpowiedzieæ. Na poziomie, znaczy.

To co, trzeba to trzeba, znaczy siê, mus to mus.

 

To ja ten tego, paszczê, znaczy siê, rozdziawiam i nagle jak nie us³yszê, jak ktoœ we mnie, nie wiem kto, mo¿e mój syn, bo jeszcze nie powiedzia³em, ¿e syna mam, nie powiem, znaczy siê, te, alimantarz mu bulê, i roœnie, dwudziestaka ju¿ ma, te, ichnie, prawko studiuje, wiêc jak nie us³yszê, jak ktoœ we mnie g³osem miastowym ryj otwiera i mówi:

 

 

O tym nie bêdê z pani¹ rozmawia³.

 

 Napisz, co o tym s¹dzisz...

 

 

 

 

 

 

 

 

I co, Lumpas?

 

I co?

 

Patrol.

 

 

 

Kurwa. Znowu krawê¿nik!

 

Krawê¿nik.

A to co?

 

 Kluczyki! Fura?!

 

A fura.

 

 

Pewnie mercedes?

 

Mercedes! Autentyczna nyska.

Popatrzcie przez okno.

 

Na masce takie wu. Cienkie, ale za to trzy.

Czyli foks.

Cieszysz siê, Æwox?

 

 

To jazda. Bulwa Prowadzi. Masz to prawo jazdy?

 

W szufladzie w gara¿u.

 

Kto tam ciê sprawdzi, jak sam fur¹ jedziesz.

Wyje¿d¿aj.

 

Æwox obserwator bêdzie.

S³yszysz, Æwox?

 

G³uchy nie jestem, Lumpas.

 

Ty, uwa¿aj, dowódca ja!

 

Ty dowódca, Lumpas! Pewnie.

 

Æwox, nie rezonuj.

 

 

To gdzie jedziemy, Lumpas?

 

Pojedziemy ko³o Gdañskiej. Mo¿e tam jakiegoœ Ruska pod³apiemy.

Suñ, Bulwa.

 

 

S³uchajcie, a czy to tak. ..

 

Co, tak?

 

Ruska oskubaæ byle wieœniak potrafi.

 

I taki Rusek te¿ mo¿e ze wsi byæ.

A postanowiliœmy...

 

 

To co?

 

Pojedziemy na Stare. Znajdziemy jakiegoœ jelenia w marynarce,

pod kurwatem. ..

 

Ty, Æwox, czy w twojej wsi bociany pionowo startuj¹?

 

Lumpas, on chyba ma racjê.

 

Bulwa, a ty prowadŸ nie pierdol.

Ja dowódca.

 

 

I co Æwox, widzisz jakiegoœ Ruska?

 

Jakoœ nie.

 

 

To mo¿e rzeczywiœcie na Stare?

 

Starówa?

Starówa!

 

 

 

To mo¿e lepiej stopniowo. Wpierw na Nowe, a potem...

 

Æwox, ty to od razu na uniwersytet!

A ty przecie¿ z Gaci Przyworskiej jesteœ, tam w³asny mieliœcie.

 

Cicho, Bulwa. JedŸ.

 

Ju¿ jadê. Lumpas. Jadê.

 

Uwaga. Jesteœmy na Freta.

Ciekawe, kto to taki móg³ byæ.

 

Ty Bulwa jak w przedszkolu kretowiska kopa³eœ, to ju¿ zaraz

myœlisz, ¿e...

 

Lumpas. a jak ty jesteœ z Grójca, to to zaraz myœlisz, ¿e my po

frajery.

 

To co, Nowe, czy od razu Starówa?

 

 Starówa. Jak tylko Bulwa przejedzie pod Barbakanem.

A jak.. Jazda.

 Æwox, obserwuj.

Nie œpij, kapuj!

 

Oooo, jest facet!

Wygl¹da na bogatego Ruska.

 

Obywatelu, pozwólcie. Dokumenty.

Proszê pana. Bez prawa jazdy po Starym Mieœcie?

Bêdzie trzeba wyjaœniæ.

Pan pracuje?

 

 

Czekaæ proszê.

 

Poka¿ mi jego paszport.

 

Rusek bêdzie. Krzaczki takie.

 

Ale. .. jak on ze wsi?

 

To co, ¿e ze wsi.

 

To co. Skubiemy go?

Rusek.

 

Rusek, ale ze wsi.

 

Ze wsi, ale Rusek.

 

Co to, demokracja?!

 

 

Nie mam nawet pa³ki.

 

To co oskubaæ?

Mo¿e trochê oskubaæ, a trochê nie.

 

Obywatelu, czekaæ proszê!

 

Popatrz. Top nie Rusek.

 

Te krzaczki... to chyba po japoñsku. A mo¿e po bu³garsku,

albo serbsku?

 

Ju¿ koniec paszportu?

 

Te, popatrz!

Co?

Pieczêæ. ..

 

On jednak pracuje!

 

Ciekawe, gdzie...

 

Mówi mi zadnia noga, ¿e tam, gdzie i my.

I to trochê d³u¿ej.

 

To co?

 

To teraz ty zdecyduj. Jesteœ tym dowódc¹?

 

Tak pêc? Oddaæ mu ten paszport?

 

Eee, paszport zawsze siê przyda... no nie?

To co?

 

To teraz rozkazuj.

 

Bulwa, pierwszy bieg. Jedziemy na piwo.

 

 Napisz, co o tym s¹dzisz...

 

 

Jan Riesenkampf

 

3ts Count Webpage Statistics


(Riesenkampff) 1