Poniewaz uwielbiam jezyk angielski i kulture anglosaska,
w sposob naturalny - rzec moznaby - wsrod produkcji zagranicznych preferuje
kino anglojezyczne. Bardzo lubie filmy angielskie, australijskie, kanadyjskie
a takze amerykanskie. Kontynentalne kino europejskie uwazam za rozrywke
dla snobow - jest zbyt pretensjonalne. Oczywiscie sa wyjatki - nie twierdze
bynajmniej, ze wszystkie filmy europejskie sa beznadziejne. Obawiam sie
jednak, ze moge to powiedziec o wiekszosci z tych, ktore naleza do tzw.
ambitnego kina francuskiego czy tez wloskiego. Z filmow francuskich lubie
naprawde komedie z Louisem de Finnes oraz niektore kreacje Brigitte Bardot.
Poza tym zdarzaja sie naprawde fascynujace 'perelki', podobnie jak w kinie
niemieckim, holenderskim itd, jednak...
Od filmu oczekuje, by mnie nauczyl czegos o zyciu, zaskoczyl,
wystraszyl, sklonil do refleksji, wzruszyl, w prowadzil w pozadany nastroj
i ... dlugo by tak mozna bylo wymieniac. Najlepiej oczywiscie jesli to
wszystko wystepuje na raz. Niestety filmow takich nie ma wiele. Do chlubnych
wyjatkow moge tu zaliczyc "Blade
Runner". W ogole SF jest jedna z moich ulubionych dziedzin, obok klasycznych
filmow grozy czy tez historyczno-przygodowych oraz ekranizacji klasyki
literatury angielskiej.
Jedna z pierwszych filmowych fascynacji mego zycia byl film Petera Weira pt. "Piknik pod wiszaca skala". Ten znakomity australijski rezyser nakrecil oprocz tego kilka bardzo ciekawych filmow jak np. "Rok niebezpiecznego zycia", "Swiadek", czy tez powstaly stosunkow niedawno "Bez strachu". Kolejna przygoda - chyba gdzies pod koniec podstawowki - byl angielsko-kanadyjski horror pt. "Zemsta po latach"...
Potem przyszedl czas na "Gwiezdne Wojny", "Indiane Jonesa", ale takze westerny i kryminaly z Clintem Eastwoodem i cale mnostwo mniej lub bardziej wartosciowych filmow. Bardzo polubilem produkcje z lat 60-70, takie jak filmy o Jamesie Bondzie 007, seriale z Rogerem Moorem typu "The Saint" czy tez "Persuaders". Tak, to byly czasy!!! Byla jeszcze moda na gentlemanow (ktorzy byli szarmanccy i inteligentni, a dopiero potem "napakowani" - zupelnie inaczej niz dzis), wygladajacych np. tak, oraz na piekne i posiadajace ogromna klase i wdziek panie, ktore wygladaly np. tak... Roger Moore oraz kreowani przez niego bohaterowie stali sie jednymi z moich idoli. Imponowala mi ich kultura, inteligencja, sposob bycia, oraz ... powodzenie wsrod pan oczywiscie. Jako nastolatek bylem tez dumny, iz potrafie unosic brew w ten sam charakterystyczny sposob...
Potem byly tez "Rzecz" i "Oni zyja" Johna Carpentera oraz "Blade Runner", "Obcy" i "Legend" Ridleya Scotta, "Obcy 2" Jamesa Camerona. Takze "2001: Odyseja Kosmiczna" i "Lsnienie" Stanleya Kubricka. Takze cala klasyka, w tym dreszczowce Alfreda Hitchcocka jak "Ptaki", "Psychoza", czy "Vertigo"...
W tak zwanym miedzyczasie odkrylem, ze zaczynam lubic filmy, w ktorych wystepuje bardzo charakterystyczny typ "bohatera romantycznego". Jest to zazwyczaj indywidualista, sprawiajacy wciaz wraznie, iz jest "z innej bajki", a w danej chwili i miejscu znalazl sie tylko przypadkiem i jest wylacznie "przejazdem" - chwilowo zawieszony gdzies na drodze miedzy dwoma swiatami innymi niz ten "nasz"... Zyjacy "na krawedzi", bez zadnego przywiazania do miejsca. Pragnacy rozumiec ale sam nigdy nie rozumiany. Osamotniony. I zawsze o cos walczacy. Czasem o cos szczytnego, czasem o cos zupelnie banalnego...
Zobaczylem w koncu kilka filmow z Rutgerem Hauerem. Oprocz wspomnianego tu juz "Blade Runner'a" byly to takie, jak klasyczny juz dzis chyba "Autostopowicz", a takze np. "W mgnieniu oka", "Obroza", "Ladyhawke", "Poszukiwany: zywy lub martwy" itp. Tak, to bylo to. Ten czarny stroj i zycie "na krawedzi". Podobnie jak w filmach o "Mad Max'ie" z Melem Gibsonem. Nareszcie poczulem, ze znalazlem bohaterow filmowych, ktorzy w jakis sposob przypominaja mnie samego...
Odkrylem tez, iz lubie filmy pokazujace katastrofe. Jak np. swiat po III wojnie swiatowej. Byc moze dlatego, iz wszystko do tego zmierza. Byc moze dlatego, iz w takich wlasnie sytuacjach najlatwiej o bohaterow w moim ulubionym typie. Dlatego wielkim wydarzeniem byl dla mnie amerykansko-angielski film SF pt. "Hardware" - stad zreszta zaczerpnalem nick "M.A.R.KK-13", ktorym posluguje sie na Internecie. Do dzis pamietam kinowa premiere tego filmu - w ramach Konfrontacji Filmowych na wiosne 1991 bodajze. Cala paczka przyjaciol wybralismy sie do kina "Sokol" w Lancucie, a potem juz nic nie bylo takie jak dawniej...
Kolejna moja fascynacja to filmy Davida Lyncha. "Diuna", "Blue Velvet", "Dzikosc serca", "Ogniu krocz ze mna" (Wstep do serialu "Twin Peaks"), oraz "Zagubiona autostrada". Tak...
Niedawno pojawila sie nowa fala ciekawych filmow SF, jak np. "Dziwne dni", "12 malp", "Kawaleria Kosmosu" Paula Verhoevena (najlepsza rekomandacja jest fakt, ze lewacka jak zwykle krytyka francuska okreslila ten film mianem "faszystowskiego"), "Ciemne miasto", "Event Horizon", czy "Piaty element" Luca Besson, rezysera m.in. dwoch niesamowitych filmow sensacyjnych - to oczywiscie "Nikita" oraz bardzo poglebiony psychologicznie "Leon Zawodowiec", ktory wydaje sie byc rozwinieciem epizodu z "Nikity", gdzie Jean Reno zagral zawodowego morderce - Wiktora "Czysciciela"...
Jednym z ciekawszych wydarzen ostatnich lat w dziedzinie kina sensacyjnego/akcji byl niewatpliwie rewelacyjny film pt. "Twierdza", gdzie Sean Connery (nabierajacy charyzmy wraz z wiekiem, czego dowodem jest nie tylko "Polowanie na Czerowny Pazdziernik") gra Jamesa Bonda na przymusowej emeryturze (to, ze bohater nosi inne nazwisko nie ma najmniejszego znaczenia), a Nicolas Cage naukowca probujacego sprostac wymaganiom bycia jednoczesnie agentem FBI...
Bardzo specjalna kategoria filmow (dla prawdziwego fana grupy Tangerine Dream) sa oczywiscie filmy ze sciezkami dzwiekowymi skomponowanymi przez ten zespol. Co tu duzo mowic - dla prawdziwego fana film jest tylko doodatkiem, rodzajem teledysku - liczy sie glownie muzyka... Niestety ja nie jestem chyba jeszcze prawdziwym fanem, chocby dlatego, ze widzialem tylko (stosunkowo niewielka) czesc tych filmow. Sa wsrod nich oczywiscie produkcje bardzo dobre (jak chocby wspomniany juz obraz pt. "Legenda"), jak i tez bardzo komercyjne, klasy "B i 1/2", jak nazywamy je z kolegami... Do ciekawszych z nich naleza z pewnoscia "Sorcerer" Williama Friedkina (niezwykla a chwilami wrecz impresjonistyczna opowiesc o smialkach wiozacych przez dzungle ladunek nitrogliceryny), "Firestarter" (SF, historia dziewczynki obdarzonej paranormalna zdolnoscia do wzniecania ognia), "Wavelength" (bardzo nastrojowy SF o dwojgu artystow z LA uciekajacych wraz z ... 3 kosmitami przed Armia USA...), "Najmita" (nawet ciekawa komercja - najemnik pracujacy dla rzadu USA ratuje Zatoke Perska przed atomowym terroryzmem), czy "Ryzykowny interes" (komedia obyczajowa o nastolatku, ktory wraz z przyjaciolmi zamienia na jeden weekend dom swych rodzicow w najwiekszy w okolicy dom publiczny)...
No i w koncu Amerykanom udalo sie wyprodukowac komedie,
ktora byla w stanie mnie naprawde rozsmieszyc - normalnie komedie amerykanskie
(dostosowane do poziomu oraz upodoban i wzorcow kulturowych amerykanskiego
motlochu) wywoluja u mnie reakcje typu "smiac sie czy plakac?", od czasu
do czasu moze pozwalajac na "usmiechniecie sie w duchu", jak nazywa to
moj brat - tzn. "na tyle smieszne, ze mozna sie usmiechnac z politowaniem
w duchu, ale wystarczajaco durne, by nie miec powodu smiac sie na glos"...
A ta wyjatkowa produkcja jest oczywiscie film pt. "Mars
atakuje!". Kosmici zrobieni naprawde "z jajem" (ale bez udziwnien),
Jack Nicholson doskonale gra Prezydenta USA wraz z wszystkim, co to dzis
oznacza, wysmiana zostaje dyplomacja francuska, a koncowa scena odznaczenia
bohatera przez corke Prezydenta jest najlepsza parodia wszystkich tych
kretynsko-snobistycznych podziekowan jakie Amerykanie wyglaszaja kiedy
odbieraja np. Oskara czy inna Muzyczna Nagrode MTV...
Przepraszam: oszukuje. Jest jeszcze jedna amerykanska
komedia, ktora uwielbiam i jest to oczywiscie "Blues
Brothers" - wspaniala muzyka, inteligentny humor, zimna krew glownych
bohaterow w kazdej sytuacji, wliczajac spotkanie oko w oko z palajaca zadza
mordu Ksiezniczka Leia dzierzaca w rekach oficjalny karabinek Armii Amerykanskiej
tj. M-16, dziesiatki skasowanych podczas kilku poscigow samochodowych za
bohaterami policyjnych radiowozow, a nade wszystko wspaniale kostiumy (tj.
ubior glownych bohaterow) - to naprawde fantastyczna zabawa...
Jesli chodzi o filmy polskie... moznaby pisac dlugo. Uwielbiam je. Czasem mamy do siebie pretensje o to, ze sa zrozumiale tylko dla nas. Wydaje nam sie, ze np. amerykanskie sa uniwersalne. To nie jest prawda. Amerykanskie filmy, podobnie jak muzyke country, zaczalem rozumiec dopiero wtedy gdy postawilem swa noge na tej ziemii. Trzeba znac tych ludzi, ich kulture, mentalnosc i zwyczaje, by moc powiedziec, ze rozumie sie ich kino. W przeciwnym wypadku jest to po prostu "czeski film", mimo, ze niezle smieszy czy trzyma w napieciu...
Do moich ulubionych polskich filmow naleza komedie Juliusza Machulskiego. Cenie tez (mimo, iz nie "po drodze" mi z nim i jego przyjaciolmi pod wzgledem politycznym) Krzysztofa Kieslowskiego. Jego filmy zawsze sklaniaja do refleksji, choc czesto pokazuja zycie w sposob tak "dolujacy" i "dekadencki" jak to tylko mozliwe w granicach "przyzwoitosci". Tak jak lubie. "Dekalog", "Podwojne zycie Weroniki", czy "Trzy kolory" niosa w sobie (przynajmniej dla mnie) podobny ladunek emocjonalny jak "Blade Runner" czy "Hardware".
Ogromnie lubie komedie jak "Nie lubie poniedzialku", "Mis", "Rejs, "Co mi zrobisz jak mnie zlapiesz?" ... dlugo moznaby wymieniac. Ten niepowtarzalny klimat komedii filmowych z okresu socjalizmu realnego - to juz nigdy nie wroci na szczescie, ale i niestety... Do dzis pamietam scene z "Misia", w ktorej "Syrenka" zatrzymywana przez pragnacych zarobic na mandacie milicjantow potrzebujacych pieniedzy, by moc kupic choinke sluzaca jako kamuflaz dla prawdziwej dzialalnosci prowadzonej przez nielegalnych handlarzy weglem... z piskiem opon wykonuje manewr zawracania i oddala sie z zawrotna predkoscia zupelnie jak na klasycznych filmach amerykanskich z epoki "Kojaka"...
Cenie berdzo filmy SF Piotra Szulkina: "Golem", "O-bi O-ba. Koniec cywilizacji", "Ga-ga chwala bohaterom", "Wojna swiatow - nastepne stulecie". Zawsze wydawalo mi sie, ze sa one zawoalowana krytyka totalitarnego systemu,w ktorym przszlo zyc rezyserowi. Kiedy wiec zobaczylem tego samego czlowieka w reklamowce wyborczej pt. "Kwach na Prezydenta", kiedy uslyszalem, ze "bedzie glosowal, bo kandydat mowi jezykiem, ktory on rozumie"... po prostu "wymieklem".
Najwieksza jednak chyba z moich fascynacji polskim kinem sa dziela Andrzeja Kondratiuka - fenomenalna komedia "Wniebowzieci" oraz pozniejsze metafizyczne, bardzo nastrojowe i pelne zadumy filmy jak np. "Big-Bang", "Wrzeciono czasu"...
Zupelnie inna historia sa eksperymenty filmowe Zbigniewa Rybczynskiego znanego na Zachodzie jako "Zbig Rybczynski - Papiez Elektroniki". Jego "Tango" to juz Historia - i jedyny jak na razie Oskar dla Polaka... Podobno bardzo dobry jest jego film o Francu Kafce - niestety jeszcze nie widzialem. Ma tez na koncie teledyski do piosenek "Imagine" Lennona (potworne lewactwo - nie cierpie!!!) oraz "Let's work" Mick'a Jagger'a (potworne lewactwo - nie cierpie!!!). Ogolnie zaslynal Rybczynski jako pionier komputerowych technik trickowych w filmie. Przy czym chodzi nie tyle o grafike komputerowa, co o wspomaganie komputerem pracy np. kamery, tak aby bezblednie nalozyc gre zywych aktorow na scenografie krecona np. we wnetrzu domku dla lalek...
Ulubione aktorki M.A.R.K-13:
1. Sherilyn
Fenn - Zaczelo sie od "Twin Peaks", potem
byla fantastyczna kreacja w "Trzy
serca"...
2. Michelle
Pfeiffer
3. Kim
Basinger
Ulubione kwestie:
"Niezle doswiadczenie - zyc w strachu, nieprawdaz? Oto, czym jest bycie niewolnikiem" - Roy Batty w "Blade Runner".
"Widzialem rzeczy, w ktore wy, ludzie, nigdy byscie nie uwierzyli. Widzialem plonace statki podczas ataku poza pasem Oriona. Widzialem jak promienie C rozblyskuja w ciemnosci obok Bramy Tannhausera... I wszystkie te chwile zgina w czasie jak lzy w deszczu" - Roy Batty w "Blade Runner".
"Jakiekolwiek negocjacje sa wykluczone" - robot M.A.R.K-13 w "Hardware"
"Albercik, wychodzimy!"oraz "Jutro tez wam uciekniemy!"
- Maksymilian Paradys w "Seksmisja".
"Kiedys bylo tu spokojnie, kapujecie? Kiedy wychodzilo
sie na miasto wystarczylo wziac kastet, no moze kawalek metalowej rurki.
Dzis bez gnata nie mozna sie obejsc. To wielkie g...o, co ludzie zrobili
z tym p...m swiatem..." - "Taksowkarz" w "Hardware".
"Lata niewazne. Liczy sie przebieg" - Indiana Jones w
"Poszukiwacze zaginionej arki".
"P...c premie!" - Nick Randall w "Poszukiwany: zywy lub
martwy".
"Czy ktos moze mi powiedziec, co jest nie tak z tym obrazkiem?"
- William Foster w "Upadek".
Kronika Filmowej Fuszerki im. Stevena Spielberga
1. Film patrona Kroniki pt. "Pojedynek" ("Duel"): kiedy
bohater probuje dzwonic na policje z budki na stacji benzynowej nalezacej
do kolekcjonerki wezy, w szybie budki odbijaja sie postaci dwoch czlonkow
ekipy filmowej, w tym - zdaje sie - samego rezysera...
2. Film "Niemoralna propozycja" ("Indecent Proposal"):
w kilku scenach widac koniec wiszacego nad aktorami mikrofonu...
3. Film "Gatunek" ("Species"): kiedy playboy wchodzac
z "kosmitka" do swego mieszkania zamyka przeszklone drzwi, odbija sie w
nich koniec wysiegnika z mikrofonem...
Troche odnosnikow:
~ Chuck Legg's
Discount Laserdisc - bogaty wybor rzadko spotykanych tytulow, takze
juz 'out of print'.
~ Duza baza danych
o filmach i wszystkim, co z nimi zwiazane...
~ Kacik
krytyka filmowego mojego kolegi - Ediego 800. Uwaga: Ediego wprawdzie
lubie, ale tam, gdzie zaczyna bluznic - przestaje mnie bawic.
~ Ken Crane's
- najtanszy chyba wysylkowy sklep z LD i DVD.
~ King of the
Hill - moja ulubiona kreskowka - po Bolku i Lolku oczywiscie.
~ POLART
~ Polish
Cinema Database
~ Reel - podobno najwiekszy
sklep z filmami na tej planecie...
~ Rejs - bardzo
dobra strona poswiecona temu "kultowemu" filmowi...
~ Seksmisja
- komentarz jest chyba zbedny...
Bedac fanem SF nie moglem odmowic sobie zareklamowania najnowszej polskiej produkcji nawiazujacej do stylu "Obcych"...
Zagladaj, prosze, co jakis czas, gdyz strona ta jest tworzona na okraglo...