English version of this page |
Polskie znaki kodowane w ISO-8859-2 |
Czytając tę stronę będziesz mógł dowiedzieć się trochę więcej o mnie i o tym
co robię, czym się interesuję oraz dlaczego warto mnie poznać.
Na początek kilka informacji "statystycznych" o mnie... Rodzinka po urodzeniu "obdarzyła" mnie imieniem Jacek (nazwisko też mi dali, ale to inna para kaloszy...). Przeżyłem już 23 wiosny i mam nadzieję zobaczyć jeszcze co najmniej drugie tyle. Wzrost: 176 cm, waga 70 kg (po obiedzie mogę być cięższy...), oczy: piwne (tak, wiem - życie dziwne...), włosy: bardzo ciemne. Jeśli spojrzysz na lewo bądź prawo, na pewno dostaniesz oczopląsu - to są moje zdjęcia... Oczywiście, nie wymagam żebyś je obejrzał w tempie "przyspieszonym" - spróbuj kliknąć na któreś z nich. |
||
Jedną z moich głównych cech (niestety, nie jest ona często spotykana wśród chłopaków w moim wieku) jest fakt, że nie palę i rzadko piję. Należę do ludzi tolerancyjnych (w pewnych granicach, ma się rozumieć... |
||
Koleje mojego losu są dosyć zawiłe, więc zacznę je opowiadać od nowego akapitu. Po skończeniu podstawówki i liceum (czy ktoś ich nie skończył?) zacząłem sobie studiować informatykę w Prywatnej Wyższej Szkole Businessu i Administracji byłego kandydata na prezydenta - prof. Tadeusza Koźluka (ostatnio dotarły do mnie wieści, że szkoła bankrutuje - ciekawe...). Ponieważ jednak niezbyt mi się tam podobało, moja "przygoda" z tą uczelnią trwała tylko rok. Tym bardziej, że w tzw. "międzyczasie" zacząłem na poważnie współpracować z działem ekonomicznym "Sztandaru Młodych", a później zostałem szefem dodatku komputerowego wspomnianego dziennika (niestety, już od dłuższego czasu, nie istniejącego |
||
Zmieniłem więc szkółkę na Polsko - Japońską Wyższą Szkołę Technik Komputerowych. Niestety, tu także nie wytrzymałem zbyt długo. Skończyło się więc tym, że zrobiłem sobie kilkuletnie wakacje od studiów... Za to wziąłem się "na poważnie" za pracę w międzynarodowej firmie zajmującej się usługami telekomunikacyjnymi (to już ponad trzy lata). Zaczynałem od asystentury, lecz po kilku awansach tak się złożyło, że zostałem m.in. Dyrektorem ds. Mediów i Marketingu na Europę Centralną i Wschodnią (ale poważnie brzmi... |
||
Moją ogromną pasją życiową są podróże. Po prostu je uwielbiam. Niestety, (?) preferuję wyjazdy zagraniczne, a więc te bardziej kosztowne... Kiedy byłem mały (o, taki - tyci, tyci) podobno miałem okazję zobaczyć Turcję. Później, kiedy już trochę podrosłem, wyjechałem do ówczesnego Związku Radzieckiego - do obozu pionierów pod Moskwą. Pamiętam niewiele - nie zapomnę jednak jak kupowaliśmy gierki "Nu pagadi zajac!" spod lady w puściutkim sklepie... |
||
Kolejną wycieczką zagraniczną był wyjazd rok później do ówczesnej Czechosłowacji (w jakieś bliżej nieokreślone okolice Bratysławy). Wiem tylko, że mieszkaliśmy w obozie harcerskim w wielkim lesie i że musiałem przechodzić po linie nad rzeką. Więcej grzechów nie pamiętam... Po tych "mokrych" przygodach postanowiłem pouczyć się trochę języków i odwiedziłem Wielką Brytanię (było tak fajnie, że aż dwa razy przekraczałem tamtejszą granicę - a nie obyło się bez przygód) i następnie Wiedeń (w Austrii - mówię na wszelki wypadek |
||
W końcu jednak znudziły mi się podróże jedynie w obrębie Starego Kontynentu i postanowiłem polecieć gdzieś dalej. A że akurat zaproszono mnie do udziału w biznesowym programie dla młodzieży w Stanach Zjednoczonych (Cleveland, Ohio), więc nie omieszkałem z tej propozycji skorzystać. Samolot leciał długo (a wracał jeszcze dłużej - 2 doby), ale warto było (ja to mam szczęście...). Co było dalej...? Odwiedziłem jedną z kolebek naszej cywilizacji - Egipt. Pogadałem z duchami faraonów kręcących się po piramidach i złożyłem hołd starożytnym bogom w ich swiątyniach. Trochę się też poopalałem nad Morzem Czerwonym, co było miłym akcentem przed powrotem do Polski. W swoim życiu miałem też okazję dwa razy odwiedzić Pragę w Czechach - wyjazdy były wprawdzie służbowe (co przede wszystkim oznacza, że za firmowe pieniądze... |
||
To nie koniec moich wojaży. Pod koniec 1997 roku obowiązki służbowe "zmusiły" mnie do ponownego wyjazdu do USA - spędziłem trzy dni w naszej centrali w New Jersey. A później... wziąłem prawie miesiąc urlopu! Pochodziłem po Nowym Jorku (zarówno tym "turystycznym", jak i gejowskim), obejrzałem Waszyngton (tu już tylko turystycznie - nie miałem czasu na więcej |
||
Na szczęście w pewnym momencie firma pomyślała o swoich biednych, wymęczonych pracownikach i wyjechaliśmy zwartą kupą (o, przepraszam - grupą...) na weekend do Zurichu w Szwajcarii. Oczywiście, grzechem byłoby nie skorzystać z okazji i nie pojeździć po okolicach - tak więc zwiedziliśmy Luzernę, a później wpadliśmy do winnic we Francji (przy okazji pytanie z gatunku quizowych - kto prowadził wynajęty samochód? Odpowiedź: ja, mając prawo jazdy od dwóch tygodni i w swoim życiu przejechane jakieś 500 km... Żeby jednak nie było wątpliwości - samochód wrócił w takim samym stanie, w jakim go wypożyczyliśmy). Kolejne wypady zagraniczne były już stricte służbowe. Odwiedziłem na kilka (dosłownie) dni Moskwę w Rosji. Nie miałem jednak zanadto czasu na przypomnienie sobie tamtejszych atrakcji turystycznych. Później dostałem pod swoje "skrzydła" właśnie otwierające się oddziały firmy na Ukrainie i w Macedonii, co spowodowało, że od tego czasu w miarę regularnie podróżuję do Kijowa i do stolicy Macedonii - Skopje (choć w tym ostatnim przypadku sytuacja się trochę skomplikowała |
||
Całości obrazu mojej zajętości czasowej (Mrówek coś o tym wie... ) dopełnia informacja o tym, że w ostatnim kwartale 1998 roku "przypomniałem sobie" o studiach i postanowiłem na nie wrócić (w końcu: dyrektor bez chociaż magistra...? ). Zapisałem się więc do Wyższej Szkoły Zarządzania i Marketingu w Warszawie (pierwszej polskiej prywatnej uczelni, która uzyskała zezwolenie na przyznawanie tytułu magistra) na kierunek Zarządzanie i Marketing. Wykłady mam co dwa tygodnie w weekendy... Przyznaję, czasami baaardzo ciężko jest się zmusić do wczesnego wstania w sobotę, ale myślę, że wytrwam - wreszcie kierunek studiów mi się podoba (może dlatego, że tak bardzo jest związany z tym, czym i tak się zajmuję zawodowo?). Jak na razie moja średnia ocen to ponad 4,7 (w systemie amerykańskim to A- ) i mam nadzieję ją na co najmniej takim samym poziomie w przyszłości utrzymać. W końcu jeszcze "tylko" trzy lata i sześć sesji . |
||