Nie oczekuję, że koniecznie podzielisz wykładane tu racje czy zaakceptujesz moje wyjaśnienia. Jedynym powodem umieszczenia ich tutaj jest to, że odzwierciedlają moje poglądy.
I choć zastrzegam sobie prawo do ich zmiany - to czuję się w obowiązku uprzedzić, że mało prawdopodobne, żeby do tego (zmiany) doszło. Jestem stary (co niekoniecznie równa się mądry), więc jeśli przetrwały już wiele lat, to pewnie po prostu wytrzymały próby czasu i okoliczności (z wieloma argumentami przeciwko nim włącznie).
A, i jeszcze jedno: kolejność
(może poza samym początkiem) jest całkowicie przypadkowa.
Po pierwsze (i aż nadto dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że to brzmi dość obrzydliwie, ale to prawda), kiedy moja żona - a była wówczas żoną mojego kolegi, byłem zresztą jego świadkiem na ich ślubie - oświadczyła mi, że kocha mnie, a nie jego, "poczułem się w obowiązku".
Po drugie, wówczas (a był to początek lat 70-tych) mimo dorosłości wmawiałem sobie, że będę potrafił przestać być gejem. Głupio brzmi, prawda?
Po trzecie, już wówczas moją żonę lubiłem (choć moją dziewczyną była nie ona, a jej koleżanka - bo tak, miałem też dziewczynę), a może i kochałem. W każdym razie, jak na kogoś, kto tak bardzo, jak ja, izoluje się od świata - moja żona bez wątpienia jest najbliższym mi człowiekiem. Niedawno przez chwilę, bo raptem przez niecały rok, był ktoś jeszcze, równie bliski, a może nawet bliższy, ale to już przeszłość.
Po czwarte, skąd dzieci? Ano stąd, że obłędnie chciałem mieć dzieci. I że i wtedy, i przez parę kolejnych lat reagowałem na bodźce erotyczne, jak każdy facet (a sądzę skądinąd, że mężczyźni, którzy twierdzą "na mnie dziewczyna nigdy by nie podziałała", mówią bzdury - co nie zmienia faktu, że mają dobre prawo za takim twierdzenie się "chować"; w końcu ani strach przed sprawdzeniem nie jest niczym nagannym, ani obowiązku sprawdzania się na szczęście nie ma). Żeby było śmieszniej, żona chciała przerwać drugą ciążę. Na szczęście udało mi się ją
przekonać, żeby tego nie robiła. No i mamy syna z 1976
roku i córkę z 1978. Oboje udane nad wyraz. :))
Dla porządku z miejsca dodam, że dla mnie "gej" to pojęcie "skończone", w pełni definiowalne. Ale oczywiście mogę sobie wyobrazić, że ktoś inny może traktować ten wyraz jako pojęcie "otwarte" - właśnie jako "każdy, kto, bez względu na to, czemu" i dopiero w jego ramach wydzielać podgrupy. Ponadto trochę niżej wyjaśnię, czemu sądzę, że naturalną koleją rzeczy niektórzy przeciwko takiemu wydzielaniu protestują czy po prostu go unikają.
OK, więc w moim podręczniku ("in my book" :) "gej" to mężczyzna, który czuje się mężczyzną i jest mu z tym dobrze i którego pociągają - seksualnie i pewnie emocjonalnie też - inni mężczyźni, którzy czują się mężczyznami i jest im z tym dobrze. Co nie musi się przekładać w łóżku na to, że "gej" to tylko "top". :)
Fatalnie się składa, że w polszczyźnie nie ma (jeszcze?) określeń na inne kombinacje - poza szalenie wulgarną i pejoratywnie odbieraną "ciotą".
Dla uniknięcia jakichkolwiek
nieporozumień i posądzeń chcę jasno i wyraźnie
powiedzieć, że o ile dla mnie tylko takie właśnie rozumienie
"bycia gejem" jest normą, to w żadnym razie nie odmawiam komukolwiek
prawa do innego, niż moje, rozumienia, zachowania się, postępowania,
itd., itp. Wszystko, czego chcę, to żeby moje nastawienie
uszanować - tak, jak ja zawsze szanuję nastawienia kogoś innego.
A śmiem twierdzić, że nawet moje wstawianie kogoś tam na moją mIRC-ową
listę Ignore jest przejawem szacunku dla cudzych poglądów.
Co także postaram się niżej wyjaśnić.
Nic w tym nagannego, prawda?
Tylko ja nie jestem niczyim publicznym "kochaniem" ani "aleksiatkiem", nie czuję się w najmniejszym stopniu "dziewczęciem", no i jestem całkiem pewien, że gdybym miał ochotę poobcować z żonami - to raczej z oryginałami w postaci kobiet, niż (cokolwiek by mówić) namiastkami.
I rzecz nie w tym, czy ludzie,których po angielsku nazywa się "transgender" (chyba brak polskiego odpowiednika, bo "transseksualista" to jednak nie to samo - czy może nie do końca to samo), są "lepsi" czy "gorsi" od "normalnych gejów" (jak wszyscy mają przecież prawo być, jacy są - to chyba jest oczywiste?). Wątpię natomiast, czy sensowne jest ich "podszywanie się" pod gejów (choć, o czym będzie niżej, samo obcowanie w gejami czy obracanie się wśród gejów jest dla nich jedyną szansą, co rozumiem i o czym będzie niżej).
cdn.
Poznaj/Explore GeoCities! | Załóż własną stronę za darmo/Get your own free homepage