Andrzej Jóźwiakowski  

ZWIĄZEK HARCERSTWA POLSKIEGO (Z H P)  

W SZCZEBRZESZYNIE W LATACH

1944 – 1949

Warunki obozowe były bardziej kolonijne niż harcerskie, ale wówczas nie było jeszcze namiotów, które w następnych latach, z demobilu kanadyjskiego i U.N.R.A., dotarły do Polski. Koło Przyjaciól Harcerstwa w Szczebrzeszynie kupiło trzy ośmioosobowe namioty wojskowe dla naszych drużyn. Mimo iż pobyt na terenie szkoły to nie to samo co las i namioty, jednak obozowy tryb życia, pobudka, gimnastyka, apele   z oddawaniem honorów sztandarowi wciąganemu na maszt, warty z lancami w dłoni oraz harcerskie szkolenie terenowe pozostawiły niezatarte wspomnienia. Codzienne życie obozowe składało się z pomocy w kuchni, znoszenia drzewa na ognisko i przyjemności kąpieli w Czarnej Strudze, dopływie Łabuńki.

Fot. nr 12. Druh Sylwester Mucha na warcie

 Fot. nr 13. Kąpiel w Czarnej Strudze

 Fot. nr 14. Było płytko ale mokro.

3. A. Piwowarek, 7. W. Rams, 8. R. Jóźwiakowski, 9. M. Bizior

 Fot. nr 15. Ciągniemy drzewo na ognisko i do kuchni

W czasie trwania obozu była zorganizowana wycieczka, marsz forsowny w pełnym rynsztunku z plecakami i lancami, z Wysokiego przez Ruskie Piaski do Ujazdowa; jakiś pałacyk, zniszczony park i piękne meandry Wieprza.

  

 Fot. nr 16. Na rowerze dh Walczak z Zamościa wiezie na ramie Jędrka Jóźwiakowskiego, „rannego” w nogę.

             Pod koniec obozu odbył się bieg patrolowy na stopień młodzika i wszyscy, którzy przeszli tę próbę złożyli w dniu 27 lipca 1945 roku uroczyste przyrzeczenie harcerskie.

I jeszcze jedno wspomnienie, tym razem dwunastoletniego chłopca, Ireneusza Kasprzysiaka z Wysokiego, który po upływie 53 lat pisze.

Moja przygoda z harcerstwem rozpoczęła się późną wiosną 1945 roku i trwała krótko - niecałe 4 lata. Skończyła się w sposób niespodziewany, nienaturalny i dla nas bardzo bolesny - rozwiązaniem „naszego” harcerstwa przez niejakiego gen. Zarzyckiego.

Czym było to harcerstwo, oparte wiernie na wzorach przedwojennych, zwłaszcza dla nas, chłopców, którzy dorastali w czasie wojny ? Jedną wielką fascynacją i najlepszą wówczas (chociaż nie uświadamianą sobie) przygodą wychowawczą. A poza tym pozwalało ono intensywnie chłonąć polskość po latach wojny, a w moim przypadku również po kilkumiesięcznym zniewoleniu ukraińsko-radzieckim w sowieckiej „diesiatiletce”. Właśnie harcerstwo niosło nam tę upragnioną, bardziej instynktownie niż świadomie, polskość. „Wszystko co nasze Polsce oddamy...”

   Z tych lat pierwszych do dzisiaj pamiętam zbiórki, gry i zabawy, wycieczki, biwaki, a przede wszystkim - obozy harcerskie. Pierwszą próbę „zaliczenia” obozu podjąłem już w wakacje 1945 roku. Był to pierwszy po wojnie obóz Hufca Zamojskiego, który odbywał się w szkole w Wysokim, wybudowanej przez naszego Ojca (Edwarda Kasprzysiaka), również instruktora i organizatora życia harcerskiego. Szkoła ta od 1997 roku nosi jego Imię. Tam się urodziłem i tam powróciłem w marcu 1945 roku, po trudnym doświadczeniu sowieckim na wschodzie. Moja próba obozowa nie powiodła się - po dwóch dniach wróciłem do domu (mieszkaliśmy z powrotem w tej szkole, tak jak przed wojną). Byłem po prostu za mały, za młody (12 lat), jeszcze nieodporny i nieprzygotowany na taką samodzielność. Wciąż duże dziecko. Ale ciekawość życia obozowego została zaszczepiona i trzeba było szybko wydorośleć. Stało się to w 1947 roku, kiedy pojechałem na swój pierwszy obóz do Kowańca koło Nowego Targu. Była to już w pełni przeżywana przygoda samodzielnego czternastolatka. Wiele momentów i zdarzeń z obozu w Kowańcu dobrze pamiętam. Najlepiej może uroczyste przyrzeczenie harcerskie, które składaliśmy późnym wieczorem, przy ognisku. „Mam szczerą wolę całym życiem pełnić służbę Bogu i Polsce...”

POWRÓT   DALEJ

 

1